31. prawie tak samo / ENG: almost the same

WP_20150426_021
biegniemy dla tych, którzy bez pomocy z zewnątrz nie dadzą sobie rady.

Po 37 kilometrze słyszysz ciężki oddech, przygłuszany przez własny puls, który wali jak dzwonnica kościelna. Nogi zaczynają ciążyć, coraz trudniej utrzymać równowagę a drobna nierówność staje się dużą przeszkodą. Raczej nie przyspieszasz, bo jesteś cholernie zmęczony, do tego odwodniony. Ręce pracują jakby nienaturalnie obszernie, chcąc pomóc słabnącym nogom. Szamotanina, więc redukujesz ruchy, albo tylko tak ci się zdaje. Zostało jeszcze 5km – teraz nie odpuszczasz i ciśniesz, by przełamać kolejną barierę. 42,195km biegu – piiii – komputer na nadgarstku zakończył pracę. Koniec – to Twój Maraton. W uszach łomot, wzrok powoli łapie szczegóły, łzy spływają klarując obraz. Pół godziny później, po prysznicu, w utlenione ciało wleją się endorfiny – to Twoja nagroda.

Innego dnia, w innym miejscu. Ostatni etap nawadniania minął pół godziny temu. Pełna koncentracja i równy oddech, mięśnie napinają się, wpierw jedno a potem drugie kolano wędruje w kierunku klatki piersiowej – wygląda to dziwnie, jak w zwolnionym tempie. Na twarzy pełne skupienie przecięte grymasem bólu. Obie nogi prawie równocześnie lądują na podłożu, teraz najważniejsza jest równowaga, odpowiedni balans, idealne wymierzenie odległości. Oczy widzą, ale mózg już nie nadąża z przetwarzaniem całego procesu, a została jeszcze druga połowa dystansu. Albo sprintem przez pochylenie ciała, zmuszając nogi do dramatycznej walki z grawitacją, albo metodycznie i spokojnie. Wynik, podobnie jak przy poprzednich treningach jest nieznany, od wielu lat. Odgłos ostatnich, niezdarnych pięciu kroków zwiastuje sukces – tym razem dotarł do łazienki, bez pomocy. Za 5 minut pielęgniarka pomoże wrócić na szpitalne łóżko. Te 5 minut siedzenia na klozecie, do którego w kilku niepewnych krokach dotarł o własnych siłach to triumf samodzielności – dzisiejsza nagroda ma smak nadziei.

(35 kilometr – w intencji Tatiany) Tomek

Osada Burego Misia 2005 r. Roman (już nie żyje) i Bernard (na wózku)
Osada Burego Misia 2005 r. Roman (już nie żyje) i Bernard (na wózku). „Bure Misie” są samodzielne, ale potrzebują pomocy z zewnątrz.

Translation Anna Meysztowicz

After 37 km you hear your heavy breath, deafened somewhat by your own pulse, which is thumping like a church bell. Your legs weigh heavy, it’s increasingly more difficult to keep your balance and any slight unevenness becomes a huge obstacle. You can’t really speed up because you are just exhausted, and dehydrated as well. Your hands are working oddly widely as if wanting to help your weakening legs. A scramble so you reduce your movements, or so you think. There are still 5 km remaining – you don’t give up yet and press on to break the next barrier. 42.195 km of running – ping – the computer on your wrist has finished its work. That’s your Marathon. Thunder in your ears, your eyes slowly catch details, tears running down and clearing the image. Half an hour later, after a shower, your oxygenated body will overflow with endorphins – that is your reward.

Another day, another place. The final phase of hydration was half an hour ago. Full concentration and even breathing, muscles are tensing, first one then the other knee move towards the ribcage – this looks strange, as if in slow motion. Full concentration on the face, cut with a grimace of pain. Both legs land on the ground nearly simultaneously, what is most important now is balance, the right balance, the precise calculation of distance. The eyes see but the brain cannot keep up with processing the entire procedure, and still half the distance remains. Either by sprinting and bending the body, forcing the legs into a dramatic battle with gravity, or calmly and methodically. The result, similarly as with the previous training session, has been unknown for many years. The sound of the final awkward steps heralds success – this time he has reached the bathroom without help. In five minutes the nurse will help him return to the hospital bed. These five minutes of sitting on the toilet, which he reached through his own efforts by several uncertain steps, are a triumph of independence – today’s reward is the taste of hope.

/ 35 km – in the intention of Tatiana / Tomek