Trzynaście lat temu Związek Polskich Kawalerów Maltańskich zorganizował po raz pierwszy Opłatek Maltański , który jest często jedyną kolacją wigilijną dla ubogich i samotnych. Opłatek Maltański ma atmosferę i wszelkie cechy polskiej, uroczystej Kolacji Wigilijnej, z tradycyjnym dzieleniem się opłatkiem, wspólnym śpiewaniem kolęd, polskimi daniami oraz wręczaniem prezentów, zarówno dzieciom jak i dorosłym, przez Mikołaja.
W tym roku Opłatek Maltański organizowany będzie w 15-u miastach i po raz drugi odbył się w Warszawie. 19 grudnia, w szczególnej atmosferze Arkad Kubickiego – na Zamku Królewskim w Warszawie, do stołów zasiadło 160 gości Zakonu Maltańskiego, podopiecznych Ośrodka Pomocy Społecznej.
Być dobrym jak chleb – tak mawiał święty brat Albert Chmielowski – ale co robić, gdy tego chleba brakuje. Od lat Zakon Maltański podejmuje trud by ulżyć chorym i ubogim, jednocześnie namawia pełnosprawnych uczestników życia, również tych najsilniejszych i najbogatszych do zatrzymania się na chwilę i spotkania tego najsłabszego.
Dzisiaj w tym miejscu, podczas Opłatka Maltańskiego, dochodzi do takiego spotkania. To często chorzy i samotni, uczą nas wrażliwości, przypominają o tym co ważne, zmieniają często źle ułożone proporcje tzw. „zorganizowanego” życia.
Idea Opłatka Maltańskiego wpisuje się w całości w credo Zakonu Maltańskiego –„Tuitio Fidei et Obsequium Pauperum”, to znaczy – obrona wiary i służba ubogim. Od ponad 900 lat Zakon Maltański potrafi gromadzić najznamienitsze osoby życia naukowego, gospodarczego i politycznego wokół swojej misji – zachęcając do dzielenia się z drugim człowiekiem. Opłatek Maltański to szczególna chwila, w której ‘najsilniejsi mogą służyć najsłabszym’ – powiedział m.in. Aleksander Tarnowski – Prezydent Związku Polskich Kawalerów Maltańskich.
Miało być o poświęceniu, trudach treningu, bólu, a tu podróż do przeszłości. Będzie i o tym, ale pozwólcie na chwilę rozgrzewki, dodatkowo chcemy, by nowi czytelnicy dołączyli. W grudniu zaplanowane jest 150km czystego biegu, do tego basen i ćwiczenia na sali – a jak wyjdzie zobaczymy. Biegniemy ostatnio wspólny trening i chłoniemy polodowcowy krajobraz, koledzy wysłuchali historii jak hartował się teren no i sypnęły się pytania: skąd przyszli „malarze” do Cro- Magnon? Co sprawiło, że ludzie opuścili Afrykę? Przed nami był długi podbieg, tempo uczciwe, ciężko biec a co dopiero mówić więc najchętniej odpowiedziałbym jednym słowem – „zlodowacenia”, ale … jest kilka smaczków wartych drobnego wysiłku.
Przypomnij sobie z lekcji geografii – płyty kontynentalne były kiedyś połączone, potem rozpadły się i od tego czasu dryfują, Ameryka nadal oddala się od Europy – jesteś ze mną czytelniku? Oczywiście – to pamiętasz, choć już od następnych wersów zacznie ubywać pewności. Antarktyda jest lądem, ale Arktyka nie! Arktyka to płyty lodowe, albo inaczej lądolód, otoczony północnymi morzami i dalej krawędziami Rosji, Kanady, Grenlandii Norwegii. Tam nie ma stałego lądu, a kiedyś było tylko morze – wodna dziura. OK. – choć w Sopocie czekałeś na kolegów z Cro–Magnon, słuchasz raczej opowieści Indo – Europejczyków, którzy znali kolegów z jaskini z Dordonii i to dość dobrze. Ten racjonalny, starszy w skórze renifera wykorzystuje moment i powraca do plam na słońcu i cykli Milankovicia, – ale! – podkreśla mocniejszym głosem – sama zmiana kąta padania słońca i jego mniejsza intensywność była niewystarczająca, potrzebne było wzmocnienie. Otóż sam mróz, nawet bardzo silny nie zamrozi morza, które miesza się z ciepłymi wodami, a jeśli już, to jak u licha lodowiec ma wejść na ląd? Potrzebne są zimne lata, by lód nie stopniał i ogromne ilości opadów by zasypywać ląd. Cykl zmiany kąta nachylenia osi ziemi załatwił nam krótkie i zimne lato na półkuli północnej. Jest czas ok. 3 mln lat temu i procesy wulkaniczne wypiętrzają Przesmyk Panamski łącząc obie Ameryki, który wcześniej całą swoją szerokością 2tys km przepuszczał prąd morski równikowy, który mieszał wody dzisiejszego Atlantyku z Pacyfikiem.
Jak pojawiła się nowa bariera to prąd morski odbił się od powstałej zatoki i zaczął płynąć z powrotem (Zatokowy – Golfstrom), północnym Atlantykiem ogrzewając Zachodnią Europę, Wyspiarzy i pchając się na północ, ale do czasu. Tam będąc słony i ciężki zapadał się pod słodkie, lodowate warstwy wód Oceanu Arktycznego. Wówczas to znikał z powierzchni, ale jednocześnie przyspieszał robotę nad … tworzeniem człowieka. Zderzenie, niesionych przez Prąd Zatokowy, gorących i wilgotnych mas powietrza z lodowatymi zaczęło produkować ogromne ilości opadów, w tym śniegu, który zaczął zasypywać północną półkulę. Biały kolor stał się tak modny, że coraz rzadziej był zmieniany przez matkę ziemię, co powodowało, że promienie słoneczne odbijały się nie dogrzewając i nie roztapiając postępującego lodu – zaczęła się ostatnia z 5 wielkich epok lodowcowych. To przez Panamę! krzyknął czerwony na twarzy zaciskając pięści. – Nie przez, ale dzięki Panamie – uspakajał gość w reniferach. Nastąpiło lekkie poruszenie, niektórzy wyciągnęli pamiętniki i szukali wpisów na pierwszych stronach – zrobił się lekki szum, pojawiły się wątpliwości. Nasz ród zszedł z drzewa 5 mln lat temu – chwali się gość w lisach, – moi wcześniej o jakiś 1 mln lat – dopowiada dumny gość przy szatni. Toś jest od orangutanów, ale gdy wróciły na drzewo to cię zapomniały – parska śmiechem wysoki, barczysty blondyn przy barze. Czujesz, że potomek neandertalski o niebieskich oczach musiał studiować i wie, że orangutany mają kilka zachowań typowo ludzkich i próbowały przed nami postawy wyprostowanej, ale się nie powiodło i powróciły na bezpieczne drzewa. Mieszaniec neandertalski już koncyliacyjnie, widząc, że jest przyczyną tumultu, szepcze coś swojej dziewczynie do ucha i po chwili wszyscy słyszą piękną muzykę, chwila artystycznej przerwy studzi emocje a na końcu okazuje się, że flet to pamiątka po neandertalskiej babci sprzed 50 tysięcy lat.
Jest całkiem miło. – To my się musimy jeszcze cofnąć w czasie – wbija się umiejętnie powracający intelektualista, zapada cisza. Zmiany klimatyczne na północy, zmiany zasięgu lodowca skutkowały zmianami klimatu w centralnej Afryce. Tam od ponad 6 mln lat, w trzech różnych środowiskach trwały nieśmiałe próby wypadu naczelnych na otwartą przestrzeń. Po okresie 3 mln lat, kiedy pojawiły się zmiany klimatyczne podstawowe siedliska – lasy tropikalne i kusząca bogactwem sawanna raz były większe raz mniejsze, natomiast lasy parkowe, które stanowiły salę treningową przed wyprawą, wariowały w rytmie pojawiasz się i znikasz.
Niskie, rzadkie drzewka dawały odpowiednie podparcie i schronienie, jednocześnie zmuszały do przejścia coraz większego dystansu bez podpórki. Czasami, w okresach suchych, brakowało w ogóle tego parku i trzeba było sporej odwagi, może ciekawości, by wyjść na otwarta przestrzeń sawanny. Te zakłócenia i zmiany zaskakiwały i wykuwały nowe przystosowania związane raczej z wszechstronnością niż specjalizacją – były początkiem wypadu na plener malarski do Cro-Magnon. Uff ćwiczenia trwały dość długo [ok. 2 mln lat ] – bo jak pamiętasz za pędzle artyści chwycili 40-50tys lat temu. Starszy jegomość zakończył i spojrzał na dno prawie pustej szklanki. Opowieść o Panamie i zmianie klimatu w Afryce spowodowanej lodowcem w Europie, był spójny, logiczny, ale był jeden problem – data. 2,6 mln lat temu, dopiero wtedy ludzie?! Kłamca! Proszę tu są dowody, zdjęcia moich najbliższych – i to nie był jedyny głos na sali. Towarzystwo zaczęło wyciągać albumy fotograficzne i z emocją w głosie udowadniać – o proszę u pradziadka (4,4mln lat ) jest pionowe zakończenie kości udowej – świadczy to o wyprostowanej postawie czy nie?
Ktoś inny – u naszej babuni jest pięta i palec chwytny u stopy już praktycznie niewidoczny a na zdjęciu jest dokładna data – 3,8 mln lat. Stłamszony gość od orangutana, triumfalnie wyciągnął zdjęcie i prowokacyjnym tonem zapytał blondyna – jest kulisty otwór w czaszce umieszczony centralnie od spodu? Jest, czy nie ma? Sala ucichła, blondyn, górując nad żądnym rewanżu Indo, odpowiedział – pionowe osadzenie głowy to nie jest wystarczający dowód. Dokładnie tak jak u małp, które mają pozycję pionową i nie chodzą, ale … wiszą na długich rękach. Musisz mieć kompletne udo i stopę z piętą … orangutanie – a masz u mnie drinka i przeprosiny, jeśli pokażesz ścięgno …. Nie dokończył, przybysz o niewielkim wzroście szybkim ruchem wyciągnął kościany nóż i wbił z całej siły w masywną klatkę piersiową, być może jednego z ostatnich, bliższych potomków Neandertali. Sala zamarła, pozbawienie życia nie było czymś wyjątkowym, to raczej niedokończona informacja o ścięgnie, które pozwala nam czuć się w pełni człowiekiem, bardziej nurtowała przybyszów.
Już powoli zaczynamy chodzić, a wkrótce pobiegniemy – spokojnie 🙂 Kolejny wpis ukaże się w czwartek 25 grudnia a wcześniej jeszcze 22.12 życzenia świąteczne. Tomek
Thanks to glaciers we are walking upright
Translation – Anna Meysztowicz
This was supposed to be about sacrifice, the difficulties of training and pain, but here we are travelling back in time. It will be about this but let us do a quick warm up first, additionally we would like for new readers to join us. For December we have planned 150 km of clean running, as well as the pool and indoor training – we will see how this works out. Recently we were running together and taking in the post-glacier scenery, my friends were listening to the story of how the area became tempered and the questions came flying: where did the “painters” in Cro-Magnon originate from? Why did the people leave Africa? We had a long run ahead of us at a fair tempo, it’s difficult enough to just run without speaking so I would have happily answered with just one word – “Ice Ages” but… there are a few tasty morsels that I had to share.
Try and remember your geography lessons – the continental plates were once conjoined, then they separated and have been adrift from that time on. America keeps on distancing itself from Europe – are you with me, reader? Of course you remember this but, as for the next lines, your certainty will fade. Antarctica is land, but the Arctic is not! The Arctic is just ice plates, in other words a continental glacier, surrounded by the northern seas and the further borders of Russia, Canada, Greenland and Norway. There is no stable land here and once it was only seawater – a water hole. Ok, even though you were waiting for your friends from Cro–Magnon in Sopot, you are listening more to the stories of the Indo-Europeans, who knew the friends from the cave in Dordogne and quite well at that. The sensible older one in the reindeer skin seizes the moment and returns to the story of patches on the sun and the Milankovitch cycles: But! he stresses in a strong voice – the very change in the angle of the sunlight and its lower intensiveness was insufficient, it needed to be stronger. Freezing temperatures themselves, even if very strong, will not freeze the sea, which mixes with warm waters and, if it does, how in the world is a glacier supposed to form on land? You need cold summers so that the ice doesn’t melt and large amounts of snowfall to cover the land. The cycle of change of the angle of the Earth’s axis has arranged for a short and cold summer on the northern hemisphere. It is approx. 3 million years ago and volcanic processes are outcropping the Panama Canal joining the two Americas, which earlier, with its entire width of 2,000 km, let through the equatorial sea current that mixed the waters of today’s Atlantic Ocean with the Pacific.
When the new barrier appeared, the sea current bounced off the newly-formed bay and began flowing back (the Gulf Stream), via the northern Atlantic Ocean, heating up Western Europe, the Islands, and pushing to the north, but not for long. There, being heavy and salty, it collapsed under the sweet and freezing layers of the Arctic Ocean. At that time it disappeared from the surface but simultaneously sped up the process of… creating human life. The collision of the hot and humid air masses brought in by the Gulf Stream, with the icy ones, began to produce great amounts of precipitation, including snowfall, which began to cover the northern hemisphere. White became so popular that the mother Earth stopped changing colour so often, which meant that the sunrays reflected off it without heating and melting the progressing ice – the last of the five great ice ages had begun. That was Panama’s fault! Shouted the red-faced guy, closing his fists. Not fault but thanks to Panama, soothed the dude in the reindeer skin. A slight commotion broke out, some pulled out their diaries and searched for entries on the first pages – it grew noisy, doubts were voiced. Our kin climbed down from the trees 5 million years ago, boasted the dude in the fox fur. Mine about 1 million years earlier, added a proud guy by the cloakroom. So you are from the orangutangs, but when they returned to the trees, they forgot to take you! A tall, broad-shouldered blond by the bar bursts into peals of laughter. You feel that the Neanderthal descendent with blue eyes must have a higher education and knows that orangutangs have some typically human behaviour and had tried walking upright before us but hadn’t succeeded and they’d returned to the safety of the trees. The Neanderthal, now conciliatorily, seeing that he is the reason for the uproar, whispers something into his girlfriend’s ear and, after a moment, we all hear beautiful music. The artistic break calms the emotions and it turns out that the flute is a souvenir from a Neanderthal grandmother who lived 50 thousand years before.
It’s quite pleasant. So we need to go further back in time, the intellectual once again pushes in cleverly. Everyone falls silent. Climatic changes in the north, changes in the size of the glacier, resulted in climate changes in Central Africa. There, for over 6 million years, in three different environments, shy attempts were ongoing by primates to move out into open space. After a period of 3 million years, when fundamental climatic changes had affected the habitats – tropical forests and the wealthily tempting savannah were at times bigger and at times smaller, and park forests, which constituted a training room before an expedition, were going crazy to the rhythm of now you see me, now you don’t.
Lower, sparse trees provided the appropriate support and shelter, simultaneously they forced crossing longer and longer distances without support. Sometimes, during periods of drought, this park disappeared completely and it was necessary to gather significant courage, perhaps curiosity, to enter the open savannah. These hurdles and changes astounded and paved the way for new adaptations related more to versatility than any specialisation – they were the initiation into the painting expedition to the Cro-Magnon. Phew, our training lasted quite a long time (around 2 million years) because, if you remember, artists didn’t reach for paint brushes until around 40-50,000 years ago. The older gentleman finishes and looks at the bottom of his nearly empty glass. The story about Panama and climate change in Africa was coherent and logical but there was one problem – the date. Humans only 2.6 million years ago?! Liar! Please, here is the evidence – photos of my close family – and this is not the only voice you can hear. Everyone begins to pull out photo albums and present their evidence, with emotion in their voices – Here you are, a visit at great-grandfather’s (4.4 million years ago), there is a vertical ending of the thigh bone – this is proof of the upright posture, right?
voice you can hear. Everyone begins to pull out photo albums and present their evidence, with emotion in their voices – Here you are, a visit at great-grandfather’s (4.4 million years ago), there is a vertical ending of the thigh bone – this is proof of the upright posture, right?
Someone else: Our granny has a heel and an already barely visible prehensile toe and the photo has the exact date – 3.8 million years. Suffocated, the guy from the orangutang pulls out a photo triumphantly and asks the blond provocatively: Is there a round opening in the skull directly in the bottom middle? Is there or isn’t there? The room falls silent, the blond, towering over the revengeful Indo, says: The upright positioning of the head is not evidence enough. Just like with the monkeys, who remain upright and don’t walk but hang on their long arms. You need to have a whole thigh and a foot with a heel…orangutang – but I’ll apologise and buy you a drink if you show me a tendon… He does not finish, the newcomer of short stature pulls a bone knife out quickly and stabs it with all his strength into the massive ribcage of perhaps one of the last closer descendants of the Neanderthals. The room falls silent. Ending someone’s life isn’t anything exceptional, it is rather the information about the tendon, which enables us to feel fully human, that proves more bothersome to the crowd.
Now we are slowly starting to walk and soon we will run – don’t worry J The next entry will show up on Thursday 25 December and earlier, on the 22nd, Christmas greetings.
Teoretycznie każdy wie, że Bałtyk jest zimny, szczególnie w grudniu. Czasem bywa tak, że Tomasz – niedowiarek musi sprawdzić, choć tym razem było inaczej , po prostu zostałem oderwany od kolacji. Ola zaproponowała przedświąteczną, nocną kąpiel w morzu. O 21h00 zabraliśmy Anię jako fotografa – ratownika i pojechaliśmy.
Molo wyglądało pięknie.
Zebrało się „parę” osób i Krzyżak zarządził rozgrzewkę.
Trwała jakieś 15 minut, był też facet w szflafroku i papciach, ale widać wiedział po co przyszedł. Po rozgrzewce pobiegliśmy na koniec mola, a po drodze, jeszcze rzut oka na oświetlenie … Ania (moja córka) zadbała o efekty.
Na końcu Molo szybkie rozbieranie do strojów plażowych i biegiem po oszronionych deskach, by zająć pozycje – do wody … do cholernie zimnej wody (4stC). Szukając luzu i przestrzeni, poszedłem sobie „sprytnie” tam gdzie nie było wielu osób i szczęśliwy pomyślałem, jak to wspaniale, że nie będzie tłoku przy wychodzeniu …
tłoku faktycznie nie było a na niebie świeciły gwiazdy … 14 grudnia –
bajka i człowiek się rozmarzył
okoliczności przyrody były takie, że można było zapomnieć o powrocie, ale po chwili (30s.) coś zaczęło przeszkadzać – cholerne zimno, wyginające twarz, przyspieszające ruchy i oddech. Rzut oka i wówczas zrozumiałem, że moje pięknie odosobnione miejsce nie ma drabinki do wyjścia z wody a deski pomostu są oblodzone -:):)
Ola spokojnie czekała na swoją kolej wyjścia z wody, na szczęście po drabince . U góry zdjęcia – jakiś dzielny kolega blokuje wyjście!:) – strach puścić drabinkę – ponoć to częsty przypadek.
i jak widać było nas całkiem sporo.
Ola – bardzo dziękuję.
Ten wpis chciałbym zakończyć, uwagą i poradą. Uwaga jest taka, że jeśli jest sporo osób, trudne wyjście, śliskie pomosty, to może bezpieczniej byłoby organizować kąpiel od brzegu … Wiem, że to jest mniej atrakcyjne a droga na głębszą wodę nie jest łatwa – z zimna odpadają nogi – ale … Porada dla trenujących – faktycznie jest tak, że po mocnym treningu dobrze jest wziąć krótki chłodny prysznic, zakończony polewaniem lodowatą wodą – zwłaszcza nóg biegacze – mięśnie szybciej się regenerują, zwiększa się ich ukrwienie.
Trójmiejskie, polodowcowe wzgórza morenowe tworzą idealne warunki do treningu biegów terenowych, jak i rowerowych MTB. W listopadzie zaplanowane było około 150km, z czego Andrzej zrobił plan a mi się pomyliło i pobiegłem 70 więcej. W grudniu planujemy również ok. 150km. Raz w tygodniu, w weekend biegamy w grupie tzw. długie wybieganie, co zachęciło mnie do zaplanowania nowej trasy.
Z Sopotu do Oliwy, niedaleko ZOO, zabytkowej Kuźni Wodnej z 16tego wieku, potem ciągle pod górę starą trasą węglarzy i wzdłuż Obwodnicy powrót do Sopotu – wychodzi jakieś ok. 22km i ze 400m przewyższeń. Takie treningi robimy 1-2 razy w miesiącu a od nowego roku pewnie częściej i dalej. Zanim postawiliśmy stopy na nowych ścieżkach, zapoznaliśmy się z miejscem przenosząc się w dawne czasy i poznając twórcę naszej areny treningowej – ostatni lodowiec.
Wyobraź sobie czytelniku, że jakieś 40-50 tys. lat temu siedzisz sobie w jaskini Cro–Magnon w Dordonii (Francja) i z nudów plakatujesz, tzn. rysujesz koniki a właściwie renifery, bo ta potrawa ma najwięcej gwiazdek w przewodniku Michelin.
Nudzisz się, bo kolejną zimę jesteś uziemiony gdyż służby techniczne nie mogą usunąć zwałowiska śniegu i lodu, które sięgają od Skandynawii po Kielce a czasami i środkową Europę. Przez ostatnie 100 tys. lat akcja zima regularnie opóźnia się, co politycy tłumaczą – taki mamy klimat. Na zewnątrz jest rześko, jakieś 4-5 st.C średniorocznie, no to siedzisz w domu a jak zrobisz wypad na północ to najwyżej za reniferami, które najlepiej sprawdzają gdzie jeszcze lodowisko a gdzie już tundra. W końcu pojawia się przełom, 13,5 tysiąca lat temu sprawy mocno przyspieszyły, lodowiec stopił się na tyle, byś zdecydował się na wakacje w Sopocie.
Topniejący lód odsłonił dobrze znane miejsca jak leśną dolinkę z Operą Leśną i sopocki Monciak.Tłumów na deptaku jeszcze nie ma, gdyż tajemnicza interwencja spowodowała, że lodowiec zaczął cofać się z prędkością 1,5m dziennie, a to jest 5 razy szybciej niż zwyczajowo. Zajmujesz miejsce w pustym barze przy oknie, by widzieć kto tam spaceruje – i są lisy polarne, nosorożce włochate, czasami zabłąkany mamut no i są renifery. W ogóle jest świetnie, przy temperaturze 8stC, w słoneczku zrelaksowany wsłuchujesz się w szum potoków, które wypływają spod resztek lodowca i rzeźbią głębokie doliny morenowe ze stokami wysokości 100m. Zauważ, że te dolinki wiją się, meandrują, ale zawsze w końcu kierują się do jeziorka Bałtyk, póki co małego, ale systematycznie powiększającego się. Bardziej na północ 500m grubości czasza lodowca broni dostępu słonym wodom Morza Północnego. W końcu, 11 tysięcy lat temu słychać głosy, pojawiają się pierwsi Pomorzanie – tak ich nazwiemy. Podobno gdzieś tam na południu trwała dyskusja, czy iść za reniferami, czy mamutami. Z tymi mamutami to w ogóle źle wyszło, bo bez racjonalnej akcyzy konsumpcja okazała się nadmierną a spóźnione regulacje nic by już nie pomogły. Okazuje się, że Cromagnończycy poszli dalej na północ za mamutami i z tego powodu ich DNA mocniej świeci na Syberii, Grenlandii, Ameryce, a także w Finlandii i Estonii. Konsternacja, tyle czekania, to kogo witasz w Sopocie? Boczkiem, dosłownie na ciepłą prognozę pogody, pojawili się, lekko wymieszani, przybysze z Indii i Azji Mniejszej dając początek wyższej organizacji i nowemu językowi indo – europejskiemu. Nie jesteś wybredny, no i masz maniery, więc czynisz honory gospodarza a tu nagle spotyka cię afront .. ci przybysze mówią, że nie jesteś pierwszym gościem Sopotu – „między zlodowaceniami, 40-35 tys. lat temu bawili się tu Neandertalczycy ”. OK, nie chcesz psuć atmosfery, tym bardziej, że czujesz w sobie genetyczne procenty [aktualnie 3-6%] neandertalskiego śladu, więc gładko pomijasz temat i rzucasz pytanie o tajemniczą interwencję, która miała miejsce 13,5 tys. lat temu – bez niej byśmy tu nie siedzieli! Uff … temat chwycił, Pomorzanie zamawiają w barze kolejkę i rozpoczynają opowieść. Pierwszy, widać starej daty, w dobrze skrojonej, tradycyjnej skórze z renifera, wspomina coś o plamach na słońcu i zwiększonej jego aktywności no i to wszystko w zbieżności z cyklem Milankovicia opisującym zmiany konta nachylenia osi obrotu ziemi, który zmienia się co 41 tysięcy lat.
Mniejsze przechylenie powodowało słabsze nasłonecznienie i wprowadzało okres chłodniejszy na półkuli północnej .. – facet chce dalej rozsądnie tłumaczyć, że Neandertale wbiły się dokładnie w cieplejszy okres, że zlodowacenia są przewidywalne, ale … robi się tumult przy barze. Ktoś stara się przywrócić spokój – dajcie mu powiedzieć, niech powie o zasoleniu i odkręceniu Golfstromu– nikt nie słucha, jednocześnie racjonalna argumentacja gdzieś przepada. Teraz głos zabiera trochę niższy, ok. 145cm wzrostu, w futrze z lisów, którego kawałki są pozszywane nićmi ze ścięgien jelenia, całkiem regularnym ściegiem. Okazuje się, że 13,5 tysiąca lat temu szczególna akcja miała miejsce na terenie Niemiec – „to Bonn” – facet ścisza głos. W Bonn ponoć przeprowadzono kontrolowaną katastrofę ekologiczną. Ktoś z tyłu nie dowierza i ripostuje, – w okolicach Bonn, doszło do normalnej erupcji wulkanu – nie siej tu teorii spiskowych. Cokolwiek było przyczyną, zachodnie wiatry zaciągnęły smugę pyłu, która zasłoniło słońce i zrobiło się zimno, ale tylko na chwilkę – pamiętacie te paskudne 1000 lat – gość w lisach cedzi słowa chcąc odzyskać słuchaczy – oni mieli to wszystko pod kontrolą. Dalej, pył opadł i zaległ warstwą grubości 1-2 cm. Ta czarna warstewka na białym śniegu ściągała i znacznie intensywniej zatrzymała promienie słoneczne powodując gwałtowne przyspieszenie topnienia lodowca – majstersztyk! – facet w lisach w końcu triumfuje. To wszystko inaczej, owszem wulkan był, ale generalna praprzyczyna jest inna, zagaja ktoś siedzący niedaleko toalety. Głos mocny, pewny, postura siedzącego nieznana, długie włosy w nieładzie – hipis. – Wenus! Wenus nie ma swojego księżyca! Wolisz zamówić pełną szklankę, bo historia może tego wymagać. Hipis tłumaczy, że mniej więcej chodzi o to, że Wenus nie ma dzisiaj swojego księżyca, ale kiedyś miała – ten nasz. Szybko zamawiasz drugą. Na przestrzeni ostatnich 2 mln lat księżyc, co jakiś czas, był przechwytywany przez Ziemię od Wenus i na odwrót, a w konsekwencji planety raz „cięższe” raz „lżejsze” zmieniały własne orbity pielgrzymowania wokół słońca, cyklicznie przybliżając się i oddalając od ciepłej gwiazdy i to ma tłumaczyć 4 wielkie zlodowacenia. Konsternacja i cisza … niektórzy wymownie pukają się w czoło, kobiety zakładają po cichu pikowane mchem, modne kurtki, z kąta sali pada pytanie – to kiedy przeskok na Wenus, kiedy zlodowacenie?
Biegniemy po terenach, które ostatecznie uformowały się zaledwie 13 000 lat temu. Nie przyspieszamy, choć z obliczeń płynie elektryzujący wniosek, że najprawdopodobniej już za 20 000 lat znajdziemy się po lodem. Z każdym kolejnym kilometrem uświadamiamy sobie, że te historie wcale nam nie ułatwiają biegania. Ufamy jednak, że jeśli Was zainteresują, to zostaniecie z naszą opowieścią i troszeczkę pomożecie.
Kolejny wpis ukaże się w przyszły czwartek 18 grudnia. Pozdrawiam Tomek
przykładowy plan tygodniowy: sob – 21km długie wybieganie, teren nie – 13km teren w tym 3km siła biegowa – wt / pt – basen / sala ogólnorozwojowe ćwiczenia – śr / czw – 10km + elementy siły biegowej
Ultra 3 – IN BETWEEN THE ICE AGES
Translation – Anna Meysztowicz
The Tri-City’s post-Ice Age moraine hills create ideal conditions for training trail running as well as mountain bike riding. In November we plan to conquer 150 km, including meeting weekly for a long run, i.e. a running excursion. More kilometres encourage me to plan a new route. From Sopot to Oliwa, not far from the Zoo, the monumental 16th-century Water Forge, then continuously uphill along the old coalmen’s trail, returning to Sopot along the Ring Road – this will probably amount to 22 km and 400 m of elevations. We will do this type of training 1-2 times per month and, from the new year, probably more frequently and for longer distances. However, before we set foot on these paths, it is worth travelling back to the ancient era and meeting the creator of our training arena – the last ice age.
Just imagine, dear reader, that about 40-50 thousand years ago you are sitting in a Cro–Magnon cave in Dordogne (France) and, out of boredom, you are drawing horses or rather reindeer, because this dish has the most stars in the Michelin guide. You are bored because you are stuck as the technical services are unable to remove the mountains of ice and snow that reach from Scandinavia to Kielce and sometimes even Central Europe. For the last 100,000 years the winter campaign is regularly delayed, which the politicians explain as “this being the kind of climate we have.” Outside it’s chilly, around 4-5°C on average and you are stuck at home but when you get around to leaving to travel north, it’s at most to follow the reindeer, who are the best at checking where the ice reaches and where the tundra is. Finally – a breakthrough! Thirteen and a half thousand years ago things sped up dramatically, the glacier melted enough for you to decide on spending holidays in Sopot. The melting ice uncovered well-known areas such as the forest valley with the Forest Opera and the Monciak in Sopot. There are no crowds on the promenade yet as the secret intervention has meant that the glacier began to retreat at the speed of 1.5 m per day, and that is five times faster than usual. You take a place by the window of an empty bar to see who walks past – these are polar foxes, woolly rhinoceroses, sometimes a stray mammoth and of course, reindeer. Generally it is lovely with a temperature of 8°C, relaxing in the sun you listen to the rushing streams that escape from under the remaining glacier and sculpt deep moraine valleys with 100 m high slopes. Note that these valleys meander, but always end up flowing towards the Baltic lake, which is small for now, but is systematically growing bigger. Further north a 500-metre thick glacier defends against access by the salty waters of the North Sea. Finally, 11,000 years ago you could hear voices, the first Pomeranians are appearing – that is what they will be called. Apparently somewhere in the South a discussion was going on about whether to follow the reindeer or the mammoths. Things did not generally end well with those mammoths as, without rational excise tax, consumption proved excessive and delayed regulations would not have helped, now ecologists also warn that this situation could be repeated with the urus, and that once again we will say “It is easy to be wise after the event” (the last urus disappeared in 1627). It turns out that the Cro-Magnons followed the reindeer and the mammoths and their DNA shines stronger in Siberia, Greenland, America and also Finland and Estonia. Consternation, so much waiting, who are you greeting in Sopot? Literally in time for the warm weather forecast, slightly mixed newcomers from India and Asia Minor appear, bringing with them the beginnings of a higher organisation and a new language – Indo-European. You are not fussy, and you are polite, so you play the role of the honourable host and suddenly you are met with an affront – these newcomers are saying that you are not the first guy in Sopot – “between the ice ages 40-35 thousand years ago, the Neanderthals played here”. Ok, you don’t want to spoil the mood, particularly as you can feel the genetic percentages of the Neanderthal footprint within you (at present 3-6%), so you avoid the topic smoothly and ask about the secret intervention that took place 13,500 years ago – without it we would not be sitting here! Phew … they jump on the topic. The Pomeranians order a round at the bar and begin their story. The first, evidently older fashioned, in a well cut traditional reindeer skin, mentions something about patches on the sun and its increased activity and everything connected to the Milankovitch cycle, describing changes in the degree of the angle of the earth’s spinning axis, which changes every 41,000 years, a smaller angle resulted in weaker sunshine and led to a cooler period on the northern hemisphere… – the guy wants to continue his rational explanation that the Neanderthals cut right into the cycle and the warmer period, that ice ages are predictable, but… there is a commotion at the bar. Someone is trying to calm everyone down, “Let him speak about the salinity and reversing the Gulf Stream,” no one is listening, simultaneously rational argumentation falls by the wayside. Now someone a little shorter is taking over, around 145 cm in height, in a fox fur, parts of which have been sewn together with reindeer tendons. It turns out that, 13,5000 years ago, a special activity took place in Germany – “It’s Bonn,” the man lowers his voice. In Bonn apparently a controlled ecological disaster took place. Someone from the back doesn’t believe him and retorts: “What happened in Bonn was a normal volcano eruption – stop spreading your conspiracy theories.” Whatever the cause of this was, the western winds brought over a cloud of dust that covered the sun and it grew cold but only for a moment, “Remember that nasty millennium?” the guy in the fox fur is picking his words trying to win back his audience, “They had everything under control.” Further on the dust fell in a coat of 1-2 cm thickness. That black layer on the white snow attracted and much more intensely held the sun rays giving rise to a sudden increase in the melting speed of the glacier– “Humdinger!” the man in the fox triumphs. “That’s not how it was, of course the volcano erupted but the real reason was different,” says someone sitting near the toilet. A strong, sure voice, the physique of this person unknown, long unkempt hair – a hippie. “Venus! Venus doesn’t have its own moon!” You prefer to order another drink because this story may require you to. The hippie explains that, more or less, the issue is that Venus doesn’t have its own moon but did once – our moon. You quickly order another. Over the recent 2 million years the moon, from time to time, was taken over by the Earth from Venus and the other way around, as a consequence of which the plants, at times “heavier” and at times “lighter” changed their own orbits of pilgrimage around the sun, cyclically nearing and moving away from the hot star and this is the explanation for four huge ice ages. Consternation and silence… some are tapping their foreheads, women are slowly donning modern jackets made of quilted moss, a question arises from the corner of the room – “So when was the jump to Venus, when was the ice age?”
We are running on the trails that were finally formed just 13,000 years ago. We are not speeding up although the calculations give rise to the electrifying conclusion that most probably in just 20,000 years we will be under the ice. With each subsequent kilometre we realise that these running stories don’t make it any easier for us. We trust, however, that if you are interested in them, you will stay with us and help a little.
Za nami listopad, który podarował idealną pogodę do treningów biegowych. Czytając podsumowanie biegu Henryka Szosta w Japonii (Maraton 2:07’39”), aktualnie uważanego za najlepszego białego maratończyk na świecie, dowiedziałem się, że dla niego optymalną temperaturą jest 5stC … i właśnie tak było w drugiej części miesiąca. Nasze weekendowe bieganie, zazwyczaj długie, o zasięgu 15-22km jest rewelacyjne, choć tzw. przeszkody dnia poprzedniego są bardzo mocno odczuwalne. Wystarczy, że pośpisz zbyt krótko, albo degustujesz kolejną, wyjątkową także w tym rozdaniu, lampkę Beaujolais Nouveau i trening o 10tej rano, w sobotę, kończy się zwykłym, fizycznym cierpieniem.
Biegniemy w tempie konwersacyjnym, w tzw. „tlenie” (najlepsze warunki do spalania nadmiaru tłuszczu) i jakkolwiek bezpiecznie to brzmi, po 16km zaczynasz rozglądać się za wodą a tu las, dookoła tylko las. To był właśnie jeden z takich biegów i to dokładnie po święcie tego, czego Francuz nie nazwie winem.
Od bardzo dawna młode wino Beaujolais, w trzecim tygodniu listopada, było odbijane i głównie francuska biedota korzystała z tego trunku, mówiąc dosłownie, pełna gębą. Winko było tanie, szybko dawało efekt, więc świętowanie rozwijało się radośnie i Burgundia stawała na kilka dni, a PKB, czy indeksy PMI -:) szalały skorelowane z wielkością zbiorów w danym roku. Administracja jest po to, by wymyślać ograniczenia i potem je egzekwować, więc wprowadziła, (chyba) w 1962 roku zakaz świętowania młodego wina. Wówczas to, w trzeci czwartek listopada, tuż przed wprowadzeniem restrykcji, lud się solidnie zabawił, myśląc że po raz ostatni. Zakaz zakazem, ale region z czegoś musiał żyć, więc pomyłkę legislacyjną skorygowano i dodatkowo stwierdzono, że to nie jest byle jakie winko, tylko wyjątkowe! Przyspieszacze dojrzewania i wyciskacze koloru, czynią dzisiaj cuda i po 6 tygodniach leżakowania kwaskowaty trunek zapakowany do ok. 70 mln butelek (2013) jedzie w świat z histerycznym hasłem Beaujolais Nouveau est arrive! (nadchodzi) – z tego najwięcej do Niemiec, USA i Japonii. Realizowany jest genialny koncept marketingowy, który sprzedaje coś co pewnie jest warte 1euro, za dziesięć razy więcej. Zostawmy to wino – zatem biegniemy tego nieszczęsnego „the day after” ale za to w doborowym towarzystwie, do naszej grupy, którą często zasila Wojtek Ratkowski, dołączają najlepsi na świecie windsurfingowcy – Przemek Miarczyński i Paweł Tarnowski – to zobowiązuje.
Jest fajnie, bo opowieści starczy na całe 2 godziny (ok. 22km terenu) i faktycznie nikt się nie nudzi. Windsurferzy nadają zbyt mocne tempo, które w tych okolicznościach, pogrąża nas na 15km. Patrzę na Andrzeja, który jest zagotowany i rozgląda się za wodą. – Degustowałeś? – pytam, – niestety tak – pada zbolała odpowiedź i bez trudu zgaduję, że myślimy o tym samym. Jest mi go szkoda, ale cieszę się, że nie cierpię sam.
Robimy przerwę na rozciągnie przed nami jeszcze 8km i myślę, że te chwile są wyjątkowe, nikomu nie zadzwonił telefon, słychać tylko las i prawdziwe opowieści. Tak jak Zdzichu napisał w jednym z blogów przy akcji Ironman – oddalamy się od plastikowego świata. Biegniemy dalej już w lepszych nastrojach, słuchając jak Przemek i Paweł szykują się na Finał Pucharu Świata w Abu Dhabi [to już za nami wśród najlepszych 22 windsurferów na świecie, Piotr Myszka zajął 5 miejsce, Paweł 6, Przemek 10].
Jest coś w tym, o czym mówił Wojtek – gdy w grupie zaczyna się mówić o zawodach, ściganiu, tempo od razu rośnie i dokładnie tak się działo z nami. Ostatnie 3 km biegliśmy jak wariaci – tempo 3:30” – 4:30” / 1 km. To bardzo szybko, do tego w terenie, po liściach, korzeniach, … ale jednocześnie uświadamiam sobie, że Henryk Szost biegł przez 42km każdy kilometr w tempie 3:01” .
Koniec miesiąca i tradycyjne Andrzejki. Akcja ULTRAMARATON za POMOC została ujawniona, więc na imprezach rozmowy toczą się również wokół wyzwania – temat jest popularny, więc czujemy się jak „prawie – bohaterowie”. Już? Jeszcze nie dobiegliśmy. Zastanawiam się jakie znaczenie ma słowo bohater. Zapowiedź akcji budzi od razu mocne obrazy wyczerpującego biegu „ponad siły”, ale to dopiero za 6 miesięcy. Kolejny dzień powszedni, szybko robi się ciemno, mróz i wilgoć, nic nie zachęca do samotnego wyjścia na trening, nie będzie też oklasków przy powrocie.
Zrobisz tak trening 100 razy i poczujesz, że jesteś twardzielem. Pachnie postanowieniami adwentowymi ? Nie! 🙂 Nie mieszamy, to nie 2w1 – postanowienia są równolegle – jest okazja i zawsze warto coś zmieniać a dowiezienie postanowienia do mety daje satysfakcję i mocnego kopa. Wracam do wyzwania- pokonanie samego siebie, każdego zwykłego dnia daje ci przywilej bycia twardzielem.
W tym momencie wyświetlają się obrazy chorych, samotnych, najsłabszych – często nie ze swojej winy. Oni właściwie budzą się każdego ranka i stają przed bardzo szarą rzeczywistością bez perspektyw – i to nie przez 100 dni.
Jedną z piękniejszych akcji świątecznych, w której chętnie uczestniczę jest Opłatek Maltański, wymyślony przez Jerzego Donimirskiego w Krakowie, ponad 10 lat temu. Dzisiaj, już w 15 miastach w Polsce, masz szansę osobiście usługiwać przy wigilii – kolacji bożonarodzeniowej, właśnie tym najsłabszym. Wyobraź sobie, że w zeszłym roku, np. w arkadach Zamku Królewskiego w Warszawie przedstawiciele nauki, sztuki, biznesu, w tym 4 prezesów spółek giełdowych, w fartuchach podawało do stołu 150 podopiecznym MOPSu, do tego finansowo pomogli skompletować paczki, które później nasi goście zabrali do domu. Spotkanie osób, które zmagają się z życiem inaczej niż ty, jest osobistym, mocnym przeżyciem – według mnie potrzebnym zwłaszcza nam. Jeśli chcesz dołączyć to zgłoś się … ja będę w Warszawie. http://oplatekmaltanski.org/
Przed nami grudzień, czas oczekiwania na Boże Narodzenie. Nie chciałbym Was niepokoić mailami dlatego informuję, że 3 kolejne wpisy na bloga będę umieszczał w czwartki 11, 18 i 25 grudnia. Jednocześnie mamy z Andrzejem prośbę o rozesłanie do Waszych znajomych informacji o naszym projekcie charytatywnym – http://ultramaraton.zakonmaltanski.pl//start/
Póki co piszę ja, ale obiecuję, że od stycznia koledzy mnie wesprą. Jeśli ktoś chciałby z nami pobiegać w weekendy – zapraszamy. Jeśli ktoś myśli o Maratonie, może i debiucie – to my biegniemy 26 kwietnia w Warszawie i można dołączyć do naszej drużyny – wystarczy się zapisać, dalej już się skoordynujemy.
Pozdrawiam Tomek
2.YESTERDAY’S SINS
Translation – Anna Meysztowicz
November is behind us, and provided us with the ideal weather for running training. Citing the summary of the run by Henryk Szost in Japan (Marathon 2:07’39”), presently considered to be the best white-skinned marathon runner in the world, I discovered that for him the optimal temperature is 5°C… and that is exactly how it was in the second half of the month. Our weekend runs, generally long, with a distance of 15-22 km are ideal, although so-called obstacles of the day before (sins of yesterday) are strongly felt. It’s enough that you don’t get enough sleep or that you drink another exquisite glass of Beaujolais Nouveau and your 10 am training session ends in general physical suffering.
We run at conversation speed, in so-called “oxygen” (the best conditions for burning surplus fat) and, however it may sound, after 16 km you begin to look around for water but there’s only forest, just forest all around. This was precisely one of those runs and precisely after the holiday the Frenchman would not call wine.
Long since has young Beaujolais wine been released for sale in the third week of November and mainly the poor French drank it, to put it bluntly, by the bucket. The wine was cheap and gave a quick effect, so celebrations developed joyfully and Burgundy would stop for several days while the GDP went crazy in accordance with the size of the grape harvest for the given year. State Administration has the role of inventing limits and enforcing them so it introduced (I think) in 1962 a ban on celebrating the young wine. Therefore, on the third Thursday of November, just before the restriction was enforced, people partied hard, thinking that it would be for the last time. Bans are just as well but the region had to live off something so the legislative error was rectified and additionally it was ascertained, that this is not just any kind of wine but something exceptional! Ripening agents and artificial colouring work magic and, after 6 weeks of resting, the acidic drink packed into around 70 million bottles (2013) flies off into the world with the hysterical shout that “Beaujolais Nouveau est arrive!” Most of these bottles reach Germany, the US and Japan. A fantastic marketing concept is executed here, which sells a product probably worth around 1 euro for ten times the amount. But let’s leave this wine and run together on this unfortunate “day after” at least in good company, with our group, which is often fortified by the presence of Wojtek Ratkowski, and the world’s top windsurfers – Przemek Miarczyński and Paweł Tarnowski. This obliges.
It’s great because there are enough stories for nearly 2 hours of running (around 22 km) and no one is bored. The tempo of the windsurfers is a little too fast, which in these circumstances, swamps us for 15 km. I glance at Andrzej, who is boiling hot and looking around for water. “Did you drink?” I ask (meaning the Beaujolais). “Unfortunately yes,” he replies painfully and easily guesses that we are thinking the same thing. I feel sorry for him but am happy not to be suffering alone.
We break to stretch and have 8 km to go and I think to myself how special these moments are, nobody’s phone has rung, all you can hear is the forest and authentic stories. Just as Zdzichu wrote in one of his blogs for the Ironman campaign – “We distance ourselves from the plastic world.” We run on in a better frame of mind, listening to how Przemek and Paweł are preparing for the World Cup Final in Abu Dhabi (that is now behind us and, among the world’s top 22 windsurfers, Piotr Myszka has taken 5th place, Paweł 6th, and Przemek 10th).
There’s something in what Wojtek said – when you start to talk about a sports competition or races in the group, the tempo immediately increases and that is exactly what happened with us. We ran the last 3 km like crazy – tempo 3:30” – 4:30” per 1 km. That is very fast, additionally in rough terrain – over leaves and roots, but I simultaneously realise that Henryk Szost ran for 42 km and each kilometre in the tempo of 3:01” .
It’s the end of the month and time for the traditional St Andrew’s Day celebration. The ULTRAMARATHON for HELP campaign has been revealed so party conversations also touch on this challenge – the topic is popular so we feel like “almost heroes”. Already? We haven’t even run yet. I begin to wonder what meaning the word hero holds. Just the declaration of the campaign awakens strong images of an exhausting run “beyond physical endurance” but that is six whole months away. Another average day, it quickly grows dark, it is frosty and damp, which does not encourage me to go outside to train on my own, there also won’t be any applause when I return.
You train like this 100 times and you feel that you are tough. Does that smell of pre-Christmas resolutions? No! There’s no mixing, no 2 in 1. Resolutions are parallel – there is an occasion and it’s always worth changing something and taking your resolution to the finishing line gives satisfaction and a strong push. I am returning to my challenge – conquering yourself each and every ordinary day gives you the privilege of being tough.
At this point in time I see pictures of ill, lonely and weak people – often through no fault of their own. It is them precisely who awaken every morning and stand before a very stark reality with no perspective – and not just for 100 days.
One of the most beautiful Christmas campaigns that I participate in happily is the Maltese Christmas Wafer Celebration that Jerzy Donimirski initiated in Krakow over 10 years ago. Today in fifteen Polish cities, you have the chance to serve at Christmas Eve – Christmas supper, to those most in need. Imagine that last year, for example in the arcades of the Royal Castle in Warsaw, representatives of sciences, arts and business, including four chairmen of stock exchange companies, wearing aprons, served dinner to 150 wards of MOPS (local social aid centres), and additionally financially helped to prepare packages that our guests later took home. Meeting people who are struggling with life differently to you is a powerful personal experience – which, I believe, we above all need. If you would like to join then please sign up… I will be in Warsaw: http://oplatekmaltanski.org/.
December is before us, a time of awaiting Christmas. I don’t want to worry you with emails which is why I want to inform you now that the next three entries on the blog will be on the Thursdays of 11, 18 and 25 December. At the same time Andrzej and I kindly ask you to please send information about our charity project to your contacts: http://ultramaraton.zakonmaltanski.pl//start/.
At the moment only I am writing but I promise you that, as of January, my friends will support me. If anyone would like to run with us on weekends – you are most welcome. If anyone is thinking about a Marathon – perhaps a debut – we will be running in Warsaw on 26 April and you can join our team – all you need to do is sign up, we will coordinate the rest.
English translation of Anna Meysztowicz – below the Polish text
Niektórzy uważają, że ultra są biegami powyżej 42km, inni mówią – 50km to za mało, chyba, że po górach.. jeszcze inni łączą to pojęcie z okrągłą liczbą 100km. Bieg biegowi nie jest równy, teren czy klimat mogą wiele zmienić, więc wydaje mi się, że określenie: „jeśli czujesz ulgę, że zostało tylko 30km to znaczy, że biegniesz w ultra” , dobrze oddaje to pojęcie.
Pamiętam swój pierwszy Maraton, ból i satysfakcję, które na raz smakowałem na mecie. Trzy lata później biegłem 100km po Beskidach – Bieg 7 Dolin – i nie zauważyłem w ogóle 42km. Dopiero na 50km zacząłem się skupiać nad swoimi brakami w przygotowaniu i stanem odwodnienia. Poczytałem trochę o biegach ultra i mam świadomość, że wszystko jest w głowie. Zmęczenie i chęć rezygnacji pojawia się wielokrotnie, tak w czasie przygotowań jak i w czasie samej próby – tu liczę na Waszą pomoc. Co do przygotowania fizycznego, [bieg RZEŹNIKA 77,7km po górach] to będziemy trenowali wg. zmodyfikowanego, mojego starego planu, a po dodatkową pomoc dla Andrzeja udam się do Wojtka Ratkowskiego, którego znacie z 1szej edycji „Ironman za respiratory”. Dla tych, którzy nie znają: prof. dr hab Wojciech Ratkowski, pracuje naukowo na gdańskiej AWF, jest m.in. specjalistą od wytrzymałości organizmu, w latach 80 był jednym z najlepszych maratończyków na świecie, w 84r Mistrzem Polski w maratonie z czasem 2godz 12min. Odbył już z nami kilka wspólnych treningów weekendowych, do których dołączył i Zdzichu Wojtyło, weteran triathlonu. Co z tego wyniknie nie wiem, ale trenujemy razem.
Dzisiejszy wpis ma być o ultra i ultrasach – tam zmierzamy – więc tylko dodam, że z Andrzejem będziemy musieli zrezygnować z kilku atrakcji życia, na 50% do kwietnia i – sorry Andrzej – tak na ‘sztywno’ w ostatnich 2ch miesiącach. Po Ironmanie, jeden z czytelników, z resztą prof. kardiologii, zauważył, że w blogu było za mało technicznych informacji o treningu i poprosił o bardziej szczegółowe. OK – biorę to pod uwagę tylko z zastrzeżeniem, że nie należy tego traktować jak uniwersalne plany treningowe, każdy organizm jest inny. Z pewnością oprócz biegania, zbudowania wytrzymałości i siły będziemy musieli wzmocnić mięśnie brzucha i pleców, bo ‘gdy nóg nie starczy, całe ciało biegnie’, poza tym ‚dobra góra’ powoduje, że wolniej męczą się nogi. Bardzo ważna kwestia to kilometraż na treningach … cóż, w planie mam jeden miesiąc z zasięgiem 320km – to jest średnio 5x w tygodniu po 16km! Ktoś pomyśli, ale kiedy to biegać? Inny doda – zaszkodzi. Jednak gdy kończyliśmy niedawno wspólny bieg z Wojtkiem Ratkowskim dowiedzieliśmy się, że w latach 80 jako czynny zawodnik biegał po 900km miesięcznie i nie był to trening ultrasów. Poza tym te 300km+ to plan a życie samo pokaże.
Ikony Ultrasów ścigają się np. w Dolinie Śmierci przy temperaturze ok. 50stC w ramach BADWATER Ultramatarhon – 135 mil/217 km/ – rekord trasy należy do Brazylijczyka Valmira Nunesa i wynosi 22g 51min.
Spotykają się także w Grecji w ramach Spartathlonu, wyścigu na 246 km (rekord Yiannisa Kourosa 20g25 min.)
Ten wyścig burzy stereotyp historii wydarzenia, które miało miejsce pół wieku przez Chrystusem. Według Horodota, kurier Pheidippides, przed bitwą pod Maratonem, 490 lat BC, został posłany do Sparty po pomoc (ok. 250km). Według starożytnego historyka biegacz dotarł tam na następny dzień. My jednak zapamiętaliśmy drugi jego bieg, gdy posłaniec po wygranej Greków pobiegł z Maratonu do Aten, by ogłosić zwycięstwo, jednocześnie legenda głosi, że padł martwy po przekazaniu wiadomości. Według dzisiejszych historyków dramatycznej końcówki nie było, drugi bieg miały „tylko 42km” a zawodowi biegacze pokonywali regularnie właśnie takie odległości przenosząc wiadomości.
Gdzieś w Australii jest też ‘zabawa’ na 875 km, którą kiedyś wygrał pasterz owiec, biegnąc w kaloszach. Kiedy zdziwieni komentatorzy pytali go na mecie m.in. o to kiedy spał – odpowiedział „.. a to ja nie wiedziałem, że można było po drodze spać”.
Cliff Young wychował się na farmie, gdzie nie było traktora i musiał zganiać owce na piechotę, co zajmowało czasem i 3 doby. Gdy ich pilnował nauczył się półsnu i tak podczas tych wyjątkowych zawodów zamiast przerwy na spanie odpoczywał w biegu. W wieku 61 lat wygrał bieg z Sydney do Melbourne w czasie 5 dni 15g. i 14min. Co ciekawe 10 000$ nagrody rozdał wśród innych uczestników, których uważał za lepszych od siebie biegaczy.
Andrzej nam bliżej do Pheidippides ‘a, bo mniej kilometrów i zamiast rozdawać chcemy zbierać pieniądze, jednak zastanawiam się – może byśmy w lutym, czy w marcu wyjechali ma naukę pasania owiec? / Tomek
ENG: translation Anna Meysztowicz
1. Ultramarathon
Some believe that ultramarathons are those totalling over 42 km, others say that 50 km is not long enough unless it is in the mountains. Others still connect this term with the round number of 100 km. One run is not equal to another, the terrain or climate can change a lot, so it seems to me that the description: “if you feel relieved that there are only 30 km to go, it means you are running an ultra”, is very appropriate
( Photo ) Hi – we are starting a new story
I remember my first ever marathon, the pain and the satisfaction that I simultaneously felt at the finishing line. Three years later I ran 100 km in the Beskidy – The Run of 7 Valleys (Bieg 7 Dolin) – and I didn’t notice the 42 km. It wasn’t until the 50th km that I began to concentrate on my insufficient preparation and state of dehydration. I read a little about ultra runs and I am aware that it is all in our heads. The exhaustion and wish to resign appear often both during preparations as also during the test itself – and here I am counting on your help. As for the physical preparation for the RZEŹNIK (77.7 km run in the mountains), we will train according to a modified version of my former training plan and, for additional help for Andrzej, I will approach Wojtek Ratkowski, who you already know from the first edition “Ironman for Respirators”. For those who don’t know, Professor Wojciech Ratkowski, PhD, is a researcher at the Gdansk University of Physical Education and Sport (AWF). He is, among others, a specialist in physical endurance of the organism; in the 1980s he was one of the world’s best marathon runners, in 1984, Polish Champion in the marathon with a time of 12 h and 12 min. He has already participated in several of our joint training weekends, where we were also joined by Zdzichu Wojtyło, a veteran of the triathlon. I do not know what this will result in but we are training together. Today’s blog entry is supposed to be about ultramarathons – that’s what we are aiming at – so let me just add that, together with Andrzej, we are going to have to give up on some of life’s pleasures by 50% until April and – sorry Andrzej – completely in the last two months.
After Ironman one of my readers, a professor of cardiology in fact, noted that the blog did not feature enough technical information about my training and asked for more detail. OK – I am taking this into account with the reservation that this should not be treated as a universal training plan as each organism is different. Certainly, aside from running, in order to build our strength and stamina, we will need to strengthen our stomach and back muscles because “when the legs have had enough, the whole body runs”, otherwise “a good head” means that our legs don’t tire as quickly. A very important issue is the number of kilometres during training sessions… well, I have a plan to do 320 km in one month – that is an average of 16 km five times per week! Someone may think, how to find the time to run this? Another will add – that’s harmful. However, when we recently finished a run together with Wojtek Ratkowski, we discovered that, in the 1980s, as an active competitor, he would run 900 km per month and that was not ultramarathon training. Besides the 300+ km is just a plan, and we will soon see what the reality is.
Ultramarathon icons race, for example, in the Valley of Death in 50°C temperatures as part of the BADWATER Ultramarathon – 135 miles (217 km) – the record belongs to the Brazilian Valmira Nunes and amounts to 22 h 51 min.
Runners also meet in Greece as part of the Spartathlon, a race of 246 km (record by Yiannis Kouros: 20 h 25 min.).
This race knocks down the stereotyped story of the event, which took place 500 years BC. According to Horodota, the courier Pheidippides, before the Battle of Marathon, 490 years BC, was sent to Sparta for help (approx. 250 km). According to the ancient historian, the runner arrived there the following day. However, we remembered his second run, when the courier, following the win by the Greeks, ran from Marathon to Athens to announce the victory. Simultaneously legend proclaims that he fell dead after delivering the message. According to historians today, the dramatic end did not take place, the second run was “only 42 km” and professional runners regularly covered just such distances to convey messages.
Somewhere in Australia there is also a “play” for 875 km, which was once won by a shepherd running in gum boots. When astonished commentators asked him at the finishing line about when he slept, for example, he answered: “I didn’t know that you were allowed to sleep along the way”.
Cliff Young grew up on a farm with no tractor and had to herd sheep on foot, which would sometimes take three days. He learned the art of somnolence while looking after them and, during this exceptional race, instead of taking a break to sleep, he would rest while running. At age 61 he won a race from Sydney to Melbourne in 5 days 15 h and 14 min. What’s interesting is that he shared the AUD $10,000 prize with his competitors, who he thought were better runners than him.
Andrzej, we are closer to Pheidippides because there are fewer kilometres and, instead of sharing, we want to collect the money, but I am wondering if, in February or March, we shouldn’t head to shepherding training? Tomek