DSC_1113

20. Dziękuje mojemu ciału za współpracę – Andrzej/ ENG: I thank my body for its cooperation – Andrzej

Po pierwszym wpisie, trochę wymuszonym przez Tomka, zastanawiałem się o czym mam napisać w kolejnych wpisach. Nie jest przecież moją rolą mądrzenie się na tematy, na które poświęcono już tony papieru, takie jak technika biegania, profesjonalne porady żywieniowe, czy np. jak się ubrać. Nie mam też żadnej, ale to żadnej wiedzy, jak biec by się nie zmęczyć, dobiec i to w czasie uznanym za zadowalający dla pasjonatów biegania. Zupełnie nie nadaję się też do płytkich i głębokich pouczeń o moralnym czy też filozoficznym aspekcie biegania. Ludzie, którzy mnie znają, śmialiby się ze mnie uznając, że w okresie wrednego wieku średnio – późnego zwariowałem. Jestem prostym, dość trzeźwo trzymającym się ziemi Kaszubą. Nie byłbym też wiarygodny opowiadając Wam jak bardzo szczytny cel mi przyświecał, kiedy podjąłem decyzję o udziale w projekcie Tomka. Bardzo lubię przyjaciół z Osady Burego Misia, ale bez przesady; lubić kogoś nie oznacza dla mnie, że muszę się od razu dla nich zabijać i rezygnować z przyjemności życia. Życia, które skoro już je mam od Boga za darmo, postanowiłem przy urodzeniu cenić sobie nade wszystko.

A ponieważ zgodziłem się jedynie dlatego, że poprosił mnie o to mój przyjaciel Tomasz, a jak wiadomo – i tego mnie nauczyła moja kochana świętej pamięci Babcia Agnieszka – prawdziwym przyjaciołom się nie odmawia, nie będę tutaj ściemniał i powiem Wam prawdę. Prawdę o charakterze egzystencjonalnym, czyli krótko mówiąc moje osobiste, prywatne, subiektywne doświadczenie sytuacji, w której się znalazłem.

Andrzej w niebieskiej kurtce po prawej z tyłu
Andrzej w niebieskiej kurtce po prawej z tyłu

Biegam w soboty i niedziele w grupie biegaczy, którą zorganizował Tomek. Cotygodniowe wspólne bieganie ma przygotować mnie do Rzeźnika. Poprzez kontakt z profesjonalnymi biegaczami mam nabrać doświadczenia i stosownej wiedzy pozwalającej to wszystko przetrwać. Ze zdziwieniem odnotowałem, że sam widok tych ludzi (sami faceci, nikogo normalnego, czyli kobiet) mnie przeraził. Bardzo mocno zbudowani, o zdecydowanych na walkę twarzach. Niektórzy wyposażeni w sprzęt, o którego istnieniu nigdy bym nie pomyślał. Różnego rodzaju urządzenia pomiarowe pokazujące prędkość, tempo, dystans, wysokość, ciśnienie, tętno, poziom tlenu we krwi, kalorie oraz – ale to już banalne – czas. Jacyś milczący i niepokojąco zrelaksowani i spokojni. Poczułem się przy nich mało męski i od razu przeszła mi ochota na bieganie. To może moje mylne wrażenie i efekt wybujałej wyobraźni. Muszę być jednak sprawiedliwy i dodam, że np. jeden z nich to inteligentny, młody, przemiły człowiek – Paweł Tarnowski – nasza polska szansa na mistrza olimpijskiego w windsurfingu. (bratanek Tomka)

Paweł Tarnowski Mistrz Swiata Juniorów (2011, 2012) , wygrany Puchar Świata Seniorów - edycja Holandia 2013.
Źródło: http://atlas2.mm.com.pl/pl/strona/Sport/179     Paweł Tarnowski 2x Mistrz Świata Juniorów (2011, 2012) , wygrany Puchar Świata Seniorów – edycja Holandia 2013.

Najgorsze jednak nadeszło, gdy zacząłem się wsłuchiwać w to, co mówią Ci panowie. Z tego, co zrozumiałem, podstawowym problemem biegacza długodystansowego jest fizjologia ciała: zatwardzenia, rozwolnienia, problemy z pęcherzem, problemy jelitowe, wymioty, zgagi i wiele jeszcze innych, przykrych w gruncie rzeczy, spraw cielesnych. Wprawiło mnie to w straszliwą konfuzję. Z podejrzliwością zacząłem przyglądać się własnemu ciału. Zacząłem intensywnie myśleć o nim i jego sprawności fizjologicznej. Czy, aby na pewno, to moje ciało wytrzyma i oszczędzi mi przygód, nie tyle może mało estetycznych, ale wysoce kłopotliwych i nieprzyjemnych? Długo o tym moim ciele myślałem. I nagle uświadomiłem sobie kilka fundamentalnych rzeczy. Ich świadomość ukoiła moje nerwy i przyniosła uspokojenie. Po pierwsze, być może po raz pierwszy zrozumiałem i poczułem, że mam ciało, które jest integralną częścią mnie samego. Po drugie, aby to ciało dało radę i nie zawiodło, trzeba Je polubić, ba, nawet zaprzyjaźnić się z nim. Po trzecie, trzeba Je zrozumieć i Go wysłuchać. Po obserwacji mojego żołądka, jelit, pęcherza i kilku innych części ciała już wiem, że moje ciało lepiej się czuje, gdy dzień przed bieganiem nawadniam je litrem wody z miodem i cytryną, dużo jem w przeddzień, a rano tylko zielona herbata.

Andrzej na 29km
Andrzej na 29km

W trakcie biegu nie wolno mi próbować żadnych chemicznych żeli ani sztucznych batonów. Jem tylko batony z suszonych owoców oraz szwedzkie batoniki Viatega. To moje ciało akceptuje i lubi. Czuję, że skoro Ono jest zadowolone, to i ja mogę spać spokojnie. Na koniec dodam, że w czasie biegu, obowiązkowo na początku, po 10 km i tuż przed końcem biegania, grzecznie, w myślach dziękuję mojemu ciału za współpracę i odrobinę litości. Jestem przecież taki słaby i delikatny.

O kolejnych moich doświadczeniach opowiem w kolejnych odsłonach.  Andrzej Zwara

 Translation Anna Meysztowicz

I thank my body for its cooperation – Andrzej

After my first blog entry, which I was forced a little into writing by Tomek, I wondered about what I should write in my subsequent entries. It is not up to me to be a smarty pants here and write about topics that have already had tonnes of paper dedicated to them, such as running techniques, professional nutritional advice or what to wear, for example. I also have no knowledge whatsoever about how to run without getting tired, or reach the finishing line within a time limit that is considered satisfactory for running aficionados. Those who know me would laugh, thinking that, in my late middle age, I’d gone crazy. I am a simple rather sober Kashubian with my feet firmly planted on the ground. I would also not be very credible telling you about how noble my goal was when I made the decision to take part in Tomek’s project. I really like the friends at the Dun Teddy Bear Settlement, but let’s not exaggerate; liking somebody doesn’t mean that I must already die for them and give up the pleasures in life. The life that, since I no longer have it for free from God, I decided at birth to treasure above all.

And since I agreed to this only because I was asked by my good friend Tomasz and, as we know – and I was taught this by my dear departed Grandma Agnieszka – you don’t refuse true friends, I am not going to beat around the bush here but tell you the truth. The truth about the existential character, i.e., to put it bluntly – my personal, private, subjective experience of the situation I have found myself in.

On Saturdays and Sundays I run in the running group that Tomek has organised. This weekly group running is intended to prepare me for the Rzeźnik. Through contact with professional runners I am supposed to gain experience and the appropriate knowledge enabling me to survive all this. I was surprised to note that the very sight of these people (all men, no normal people, i.e. women) terrified me. Very strongly built, with faces clearly set on battle. Some furnished with equipment the existence of which I never would have suspected. Different types of measuring equipment showing speed, tempo, distance, height, blood pressure, pulse, level of oxygen in the blood, calories and – but this is banal at this point – the time. Somehow silent and worryingly calm and relaxed. I did not feel very manly next to them and immediately lost my willingness to run.

The worst came, however, when I began to listen to what those men were talking about. From what I could understand, the main problem of the long-distance runner is the physiology of the human body: constipation, diarrhoea, bladder problems, bowel problems, vomiting, heartburn and many other, rather unpleasant things to do with the body. This confused me terribly. I began to look at my own body with suspicion. I started to think intensely about it and its physiological capabilities. Would my body be able to cope and save me from these not only unsightly but highly problematic and unpleasant adventures? I thought long and hard about this body of mine. And suddenly I realised a few fundamental things. And the awareness of them calmed my nerves and reassured me. Firstly and possibly for the first time, I understood and felt that I have a body that is an integral part of me. Secondly, in order for that body to manage and not fail, I had to like and even become friends with it. Thirdly, I had to understand a listen to it. After observing my stomach, bowel, bladder and several other body parts I already know that my body feels better when, a day before running, I hydrate it with a litre of water with lemon and honey, eat a lot the day before, and only drink green tea in the morning. During running I am not allowed to try any chemical gels or fake bars. I eat only dried fruit bars and the Swedish bras, Viatega. This my body likes and accepts. I feel that, since it is happy, I can sleep in peace. In the end I will add that, during running, obligatorily in the beginning, after 10 km, and just before the end, I politely thank my body in my thoughts for its cooperation and a little mercy. I am so weak and delicate you know.

I will tell you about my other experiences in my subsequent entries.

Andrzej Zwara