35. Dlaczego to robimy?/ ENG: Why are we doing this?

Najczęściej spotykam się z życzliwością względem projektu, zrozumiałą jest obojętność i stwierdzenie, „to już było”, pewnie krążą i złe fluidy, ale nie nastawiam się na ich odbiór. Dlaczego to robimy? Dlatego, że chcemy pomóc – biegniemy dla nie-sportowców, którzy startują w smutnych zawodach o zdrowie, godne życie, bez publiczności i bez owacji. Zapytasz – a dla siebie? Zapewniam, że łatwiej zrobić i potem się pochwalić, tym bardziej, że nie wytyczamy zimowej drogi na K2, jednocześnie nie mamy żadnej pewności, że się uda. W zeszłym roku, publicznie, podjęliśmy z Andrzejem cholernie trudne wyzwanie, bo długie, monotonne, często bezbarwne – a tylko w drobnej części podobne do zmagań naszych chorych – wyzwanie, z którego trudno się wycofać, choć wątpliwości nie brakowało.

Sopot - wzgórza morenowe i lasy - Wojtek i Andrzej trening zbiegania sobota 8:00
Sopot – wzgórza morenowe – Wojtek i Andrzej trening zbiegania. Sobota 8:00

Jerzy Kobyliński powiedział mi, po pierwszej akcji „IRONMANa”, że wsparł ją ponieważ nie stanąłem po kościołem z czapką, że zaangażowałem się całym sobą i to dosłownie – wiele mi to uświadomiło. Dlatego dzisiaj, we dwójkę, wchodzimy na tego grilla i wiemy, że za chwilę przypiecze obawą porażki – choć to już mamy well done – bólem i cholernym zmęczeniem. Nie mamy żadnej pewności dotarcia na metę, odebrania nagrody jaką ma być satysfakcja. W jedynym biegu ultra w jakim startowałem ukończyło ok. 50% zawodników.

Jerzy Donimirski (członek Związku Polskich Kawalerów Maltańskich) pasjonat historii, powiedział, że droga którą musimy przebyć jest emanacją etosu rycerza, tak bliskiego wartościom Zakonu Maltańskiego – i warto to pokazać. Jakkolwiek brzmi to abstrakcyjnie w XXI wieku, to widzę, że nie etos rycerski jest abstrakcją, ale fakt, że stał się dla społeczeństwa tak odległy, że niewidoczny.

symbolem Polskiej Husarii był krzyż maltański - pojawiał się na chorągwiach i w centralnym miejscu na zbroi. Źródło, m.in.: http://www.hussar.com.pl , http://www.historycy.org
symbolem Polskiej Husarii był krzyż maltański – pojawiał się na chorągwiach i w centralnym miejscu na zbroi. Źródło, m.in.: http://www.hussar.com.pl , http://www.historycy.org

Sięgam po list od Pana Łukasza Hryckiewicza w związku z pierwszą akcją: „Śledzenie Pana bloga, przemyśleń, opisów i zmagań tylko i wyłącznie upewniło mnie, iż zadeklarowałem udział w bardzo słusznej akcji, gdyż znalazł się ktoś, kto zupełnie bezinteresownie wyciął swój znaczny kawałek życia aby zrobić coś, aby pomoc innym, to coś, to nie była kwesta uliczna, do których zawsze podchodziłem z dużym oporem ale włożenie niesamowitego wysiłku fizyczne z ogromną konsekwencją i dlatego też zdecydowałem się wziąć w tym udział…”

5 czerwca nie zrobimy niczego szczególnego – na starcie Rzeźnika stanie kilkuset zawodników, kilkadziesiąt tysięcy przebiega rocznie dystans maratonu. Jednak naszą historią nie jest bieg, czy sport – to opowieść o wielomiesięcznej drodze, którą musimy przejść, by zmierzyć się z czymś co na początku jest poza zasięgiem wyobraźni a przede wszystkim chęci. Dzisiejszy „rycerz” nie walczy z innym – walczy z samym sobą i najczęściej przegrywa.

Tatiana Andrzejewska, napisała po pierwszej akcji Ironman: „Dzięki, że to robicie. Świadomość, że są ludzie …którzy przekraczają swoje różne ograniczenia, wygodnictwo, lenistwo, humor, emocje, przyzwyczajenia, kondycję, by pomóc innym daje wiarę, że wszystko, naprawdę wszystko jest możliwe i że warto żyć, próbować, zmieniać się, rosnąć i rozpoczynać od nowa. Że warto znaleźć w sobie siłę, by zawalczyć o samego siebie i o innych.”

Dobrze, jeśli jest to inspirująca historia, choćby dla jednej osoby a prawdą jest, że robimy to również dlatego, by zmieniać samych siebie. Himalaiści, najlepsze ultrasy, odpowiadając na pytanie „dlaczego”, odpowiadali: bo tam nikogo jeszcze nie było, bo chcę spróbować czy jest to możliwe itd. My tak nie możemy powiedzieć, wchodzimy na drogę rozpoznaną i opowiedzianą. Nie wzbudzimy podziwu jak Dean Karnazes – superultras, który pobiegł charytatywnie 320km non-stop, ścigając się z 12osobowymi sztafetami a 5 lat później, bez przystanku, przebył 563km zbierając fundusze na przeszczepy.

Dean Karanzes po ukończeni 320km - dziecko zostało uratowane. Źródło: www.therelay.com
Dean Karanzes po ukończeni 320km – pieniądze na przeszczep zostały zdobyte a dziecko zostało uratowane. Źródło: www.therelay.com

OK. – tym trudniej jest nam przebić się ze zwykłą opowieścią. Choć nie do końca -:)  właśnie te listy, realne wsparcie akcji pozwalają mi, ilekroć tracę ducha i wolę kontynuowania, postawić kolejny krok. Linia startu w Komańczy przybliża się a jednocześnie ten dzień będzie końcem opisu naszej drogi – chciałem napisać „opowieści o poświęceniu i wyrzeczeniu”, ale robiąc rachunek sumienia naszej drużyny wiem, że byłoby to nadużyciem.

Nie prosimy o pomoc na trasie, musimy to przebiec sami – takie jest zadanie. Prosimy o to byś, w miarę możliwości wspomógł Fundację – każda złotówka się liczy. Jeśli możesz, proszę zachęć innych … odwdzięczamy się prawdziwą historią.

Na dzień dzisiejszy suma Waszych deklaracji powoduje, że 1km wyceniany jest na 513 zł, a do tego mamy 16800 zł bezpośrednich  darowizn. Bardzo dziękujemy!! Tomek


Transaltion Anna Meysztowicz

Generally I am met with goodwill when it comes to the campaign. Indifference and thoughts such as “this has already been done” are understandable, there are is also probably some negative energy circulating around this but I am not open to it. Why are we doing this? Because we want to help – we are running for the non-sportsmen, who are starting in the sad competition for their health, a dignified life, with no audience and no ovations to cheer them on. You may ask – and for you? I can assure you that it is easier to do something and later brag about it, especially as we are not marking out a new route to K2, and at the same time we have no certainty that we will succeed. Last year, Andrzej and I publically undertook a hellishly difficult challenge because it’s a long, monotonous and often colourless challenge – and only very slightly similar to the struggles of our disabled – from which it is difficult to back out, although there were moments of doubt.

Jerzy Kobyliński told me after the first IRONMAN campaign that he supported it because I wasn’t standing outside a church with a hat, because I engaged myself completely and literally – this made me aware of so much. That is why today, together, the two of us are getting on that grill and we know that, in a moment, it will burn our defeats with fear – this we’ve already prepared well done – as well as pain and overwhelming exhaustion. We have absolutely no certainty of reaching the finishing line and collecting the prize of satisfaction – in one ultramarathon I participated in, only ~ 50% of the runners finished.

Jerzy Donimirski (a member of the Polish Knights of Malta Association) who is passionate about history, said that the road we must travel is the emanation of the ethic of a knight, so close to the values of the Order of Malta – and it is worth demonstrating this. However abstract this may sound in the 21st century, I see that it is not knightly ethic that is abstract but the fact that it has become so distant, invisible in fact, to society. I am reaching for the letter from Mr Łukasz Hryckiewicz regarding my first campaign: “Following your blog along with your thoughts, descriptions and efforts only made me more certain that I chose to join a very righteous project, started by someone who, not hoping for any benefits for himself, cut out significant sections of his life in order to do something to help others. This ‘something’ was not just ordinary fundraising in the streets – which is something I have always been skeptical of – but investing an immense physical effort with great consequence, and this is why I decided to join in.”

On 5 June we won’t be doing anything extraordinary – several hundred runners will start in the Rzeźnik run, tens of thousands run distance of marathon every year. Yet our story is not the run or sport – this is the story of a several-month road that we must travel to face something that initially is beyond the reach of our imagination and, above all, desire. Today’s “knight” doesn’t fight with another – he fights with himself and generally loses.

Tatiana Andrzejewska wrote after the first Ironman campaign: “Thank you for doing this. Knowing that there are people who care about others and who overcome their limitations, their laziness, their moods and emotions, their habits and shape in order to help others, gives me faith that anything, and I mean truly anything, is possible, and that it is worth to live, to try, to change, to grow and to start over again. That it’s worth it to find the strength inside to fight for oneself and for others.”

It’s a good thing if this story inspires at least one person and the truth is that we area also doing it to change ourselves. Himalayan mountain climbers, the best ultras, answering the question of “why?” would say: because no one else has been there, because I want to test if it’s possible, etc. We cannot say that, we are on a well-known and well-told road. We won’t arouse wonder like Dean Karnazes – the superultra, who ran 320 km non-stop for charity, racing against 12-person relay teams and, five years later, ran 563 km without stopping to collect funds for transplants.  OK – it’s even hard for us to win with our story, although not entirely J These letters, true support for the campaign, enable me – whenever I start losing the spirit and the will to continue – to keep putting one foot in front of the other. The starting line in Komańcza is drawing near and simultaneously that day will be the end of the description of our journey – I wanted to write “the story of our sacrifice”, but examining our conscience I know that this would be abuse of the term.

We are not asking for your help along the route, we have to run this distance ourselves – that is our task. We are asking you to support the Foundation to your ability – every zloty counts. If you can, please encourage others… we will repay you with our true story.

For today the total of your declarations means that 1 km of our run is valued at 513 zł, and furthermore we have 16800 zł in direct donations. Thank you so much!! Tomek