W październiku przygotowałem plan, w którym założyłem, że przebiegnę w okresie 8 miesięcy 1500km, do tego uzupełniające ćwiczenia, sala, basen … jak wyjdzie. Tylko w marcu chciałem pokonać 300km i to miał być punkt kulminacyjny przygotowań wytrzymałościowych.
Kwiecień był zmodyfikowany pod debiut Andrzeja w maratonie, a maj to kompletna zmiana – przyzwyczajanie się do powolnego biegania, do tego podchodzenie i zbieganie ze stromych stoków. Dla Andrzeja założenia uwzględniały rabat – 20%, ale nie wiem na ile skorzystał, bo czas na 42km wyglądał bardzo dobrze. Odczytując dane z komputera wyszło mi, że przebiegłem 1469km, w marcu 276km, na wszystkie treningi poświęciłem ok. 175 godzin. To tyle jeśli chodzi o liczby. Okres przygotowań, to zmiana diety, rezygnacja z przyjemności w wolnym czasie, wczesne wstawanie, lub wieczorne wychodzenie na bieganie, wtedy gdy już się nic nie chce. W tygodniu utrzymywaliśmy telefoniczny kontakt i słyszałem w głosie Andrzeja jak zmaga się z samotnością długodystansowca.
Wierzcie mi, to nie jest łatwe 4 razy w tygodniu, przez 8 miesięcy mówić sobie – dasz radę. Po 128 razach, musi pojawić się ktoś z tekstem – daj w końcu radę! Ekstremalność tego projektu wyświetla się w kolejny zwykły dzień, np. w lutym, po godzinie 20tej, kiedy pada deszcz ze śniegiem, jesteś zmęczony po pracy i wszystko dookoła krzyczy: zostań, daj spokój! – i wychodzisz zmarnowany na ten trening.
I tak dochodzisz do czasu pierwszej wielkiej próby. Pamiętam radość z własnego debiutu w maratonie i chęć smakowania triumfu. Ostatnie słowa na jakie czekałem, nawet 2 tygodnie po biegu, to – zbieramy się na lekki trening. Myślę, że ani Andrzej nie chciał otrzymać takiego telefonu ani ja nie chciałem go wykonać, ale cóż – nasza meta znajduje się w Ustrzykach Górnych, a nie w Warszawie. Andrzej! Wiem jak się czułeś – wyrazy uznania, za to, że podniosłeś się bez buntu.
Drugą częścią całej akcji jest opowieść, którą zaczęliśmy 7 miesięcy temu, równolegle z przygotowaniami, które tyle musiały trwać. Chcieliśmy pokazywać je na bieżąco, od pierwszych dni zapraszając wytrwałą grupkę czytelników na długi marsz. Różne historie, które pojawiały się podczas wspólnych treningów od razu trafiały do Was, do tego zdjęcia i tak powstało blisko 40 wpisów. Mam nadzieję, że choć trochę udało nam się przybliżyć świat biegania. Ktoś wspomniał, że zaciekawił się fenomenem wrotek bdelloidowych w aspekcie ruchów feministycznych, inny narzekał, że za mało publikujemy planów treningowych, kolejni odczuli przypływ motywacji. Bardzo dziękuję, za wszelkie słowa otuchy, które dla nie-pisarza są jak pochwała dla dziecka – pozwalały mi przytłumić samokrytycyzm i odsunąć kolejne obawy, że to niepoważne, albo głupie.
Biegamy i piszemy, by móc zrealizować część charytatywną, którą kiedyś dobrze opisał Prezydent Związku Polskich Kawalerów Maltańskich, prywatnie mój Ojciec a teraz przytoczę ją w lekko zmienionym kształcie: Ten wehikuł pomocowy napędzany jest przez dwie przekładnie. Andrzej i Tomek może dobiegną do mety, ale drugą, znacznie większą przekładnią jesteśmy my – kibice – nas może być wielokrotnie więcej i w ten sposób pomnożymy efekt końcowy – oby przez liczbę 77,7km.
Bardzo dziękujemy za Wasz wkład finansowy, jednocześnie obiecujemy, że świadomość, iż każdy kilometr daje kolejne ok. 900 zł (po przeliczeniu wraz z darowiznami), nie przysłoni nam zdrowego rozsądku. Będziemy kierować się słowami T. Roosvelta (ostatni wpis), który zostawił na drogę odwrotu. Jak będzie? Zobaczymy 5 czerwca. Tomek
translation Anna Meysztowicz
In October I prepared a plan, in which I assumed that I would run 1,500 km over a period of 8 months, additionally complementary exercises, swimming, etc. if possible. I had planned to conquer 300 km in March alone and that was to be the culmination point of endurance preps. April was modified to comply with Andrzej’s debut in the marathon and May was a complete change – getting used to slow running as well as ascending and descending steep slopes. For Andrzej these assumptions included a reduction – 20%, but I don’t know how much he made use of it as his time for the 42 km marathon looked excellent. Reading the computer data I can see that I ended up running 1,469 km in the 8 months and 276 km in March. I dedicated approximately 175 hours to all the training sessions. That’s all when it comes to numbers. The period of preparation is a change of diet, resignation from pleasures in free time, early rising or evening runs when you really don’t feel like doing anything. During the week we kept in telephone contact and I could hear in his voice how Andrzej struggled with the loneliness of the long-distance runner. Believe me it is not easy to tell yourself 4 times a week for 8 months – you can do it. After 128 times someone must appear with the words – come on and do it already! The extreme nature of this campaign is highlighted on another typical day, e.g. in February, after 8 pm, when it is raining and snowing simultaneously, you are exhausted after a day of work and everything around you seems to be screaming: don’t go, give it a rest! – and out you go, in poor shape, to train. And that is how you reach your first big trial. I remember the joy of my own debut in a marathon and the wish to taste triumph. The last words I was expecting, even 2 weeks after the run, were – we’re going to do some light training. I don’t think that Andrzej wanted to receive such a phone call and I certainly did not want to be the one to make it but our finishing line lies in Ustrzyki Górne and not Warsaw. Andrzej! I know how you felt – I sincerely admire you for lifting yourself up without rebelling.
The other part to this whole campaign is the story that we initiated 7 months ago, along with our preparations, that had to last this long. We wanted to show it to you as a running commentary inviting a persevering group of readers along from the very beginning on a long march. Different stories that appeared during joint training sessions would reach you immediately with photos and that was how 40 blog entries were made. I hope that we were able to bring the world of running a little closer to you. Someone mentioned that they became fascinated with the phenomenon of the bdelloid rotifers from the aspect of feminist movements, someone else complained that we don’t publish enough training plans, others felt a rush of motivation. I thank you all very much for the words of support that, for a non-writer, are like praise to a child – they helped to tone down my self-criticism and push away the fear of my entries being trifle or stupid.
We run and we write in order to carry out the charity part of our campaign which was once beautifully described by the President of the Polish Order of the Knights of Malta, privately my father, and now I will quote it in a slightly changed shape: This vehicle of help is being powered by two gearboxes. Andrzej and Tomek might make it to the finishing line but the second, much larger gearbox is us – the fans – there can be many more of us and, in this way, we will multiply the final result – hopefully by the number of 77.7 km.
We thank you all so much for your financial input simultaneously promising that the awareness that each kilometre gives another 900 zł (following calculation together with donations), this will not obliterate our reasoning. We will steer ourselves to the words of T. Roosvelt (my last entry), who said that we could take a step back. How will it be? We will see on 5 June. Tomek