Cała strategia jaka mi przychodzi do głowy zawiera się w jednym słowie – „powoli”. Te majowe tygodnie były nauką powolnego biegania. Na ostatnie 2 weekendy wymyślaliśmy nowe trasy tak, by bieg przeplatać stromymi podejściami a zaraz potem zbiegami, i okazuje się, że bieganie powolne nie jest wcale łatwe, wręcz jest frustrujące i męczące.
„Śpimy” w Cisnej, więc pobudkę planuję ok. 1:00, na śniadanie herbata zielona, może owsianka i banan. Potem [1:30] pojedziemy autobusem do Komańczy na start, który zaplanowano o 3:00. Zaczniemy powoli i zakładam, że bez przypadkowej kontuzji, skręcenia nogi itp. dobiegniemy do Cisnej ok. 8:30. Tu przebierzemy się w krótki strój i ruszymy po 3, max 5 minutach odpoczynku. 42km będzie dla Andrzeja psychologicznym momentem, przekroczenia dotychczasowych granic – w plecaku będę miał niespodziankę – będziemy świętować mineralną … z solą.
l.p. | Nazwa przepaku | km od poprzedniego punktu kontrolnego/ km na trasie | Limit czasu | Nienegocjowalna godzina zamknięcia punktu |
1 | Przełęcz Żebrak | 16,7/16,7km | 3h15min | 6:15 |
2 | Cisna | 15,4/32,1km | 6h15min | 9:15 |
3 | Smerek | 24,0/56,1km | 10h30min | 13:30 |
4 | Berehy Górne | 12,7/68,8km | 14h | 17:00 |
5 | Meta | 8,9/77,7km | 16h | Ok. 19:00 – zachód Słońca |
Nie ustawiam żadnych czasowych granic prócz tych, które limituje regulamin zawodów. Nie mniej jednak od tych międzyczasów chciałbym trzymać się, przynajmniej na początku, o jakieś 10% z przodu, co oznaczałoby, że na mecie pojawilibyśmy się przed upływem 16godzin.
Pisząc ten tekst nie mam precyzyjnej wiedzy na temat pogody – może być ciepło. Jak pisze mec. Paweł Surmacz z Rzeszowa, który też bierze udział w wyścigu, ścieżki są rozmoczone – po prostu błoto, a deszcze z burzami przechodzą przez góry.
Od połowy dystansu zacznie się podróż w nieznane. Trudno zatem planować, więc tylko tak wspomnę, że po 40km biegu terenowego każdy kolejny km będzie walką ze słabnącym ciałem, po 50km ambicja zacznie się buntować przeciw reszcie, po 60km rozsądek stanie się zakładnikiem słabnącego ciała, po 70km ciało i duch będą musiały się rozdzielić. Strategia bardziej konkretna, a mniej romantyczna … – bardzo proszę. Druga część biegu będzie monitorowaniem stężenia sodu, który przy silnym niedoborze wywołuje stany melancholijne i filozofię kapitulacji, planowaniem momentu kiedy doładować bombę magnezową, która powinna zapobiec skurczom na najbliższą godzinkę. Obowiązkowe sikanie, będzie służyło kontroli koloru stanu odwodnienia – przy barwie kawy z mlekiem zaczyna się mały alarm. Z myślą o Was zwolnimy a nawet zatrzymamy się -:) , by zrobić kilka fotek górskich widoków.
Po 50km największym wyzwaniem wcale nie będą strome podejścia, ale zbiegi. Jak już kiedyś pisałem, przeciążenia na nogę sięgają 3G, zmęczenie, wypłukanie elektrolitów powoduje skurcze, ból przy każdym kroku w dół przypomina wbijanie szpilek w udo. Kroków jest bardzo dużo więc i tych punkcji nie brakuje, stad kumulacja bólu jest taka, że można się poddać. Gdy magnez już nie pomaga a skurcze pojawią się na stałe, niektórzy zalecają realne wbicie agrafki w udo, by rozluźnić i nie zerwać skurczonego mięśnia.
Gdzieś przed nami, w swojej 2-os. drużynie, będzie biegł Wojtek Ratkowski, pewnie zamierza znacznie poprawić swój zeszłoroczny czas z debiutu, w którym popełnił błąd złego nawadniania. Wojtek opowiadał, że trudy tego biegu spowodowały, że dla niego, ten gliniany, pamiątkowy medal z RZEŹNIKA ’14 ma podobną, sentymentalną wartość, jak złoty medal Mistrzostw Polski w maratonie. [Pomimo zdobycia nominacji, Wojtek nie pojechał w 84 r., do Los Angeles na Igrzyska Olimpijskie. Decyzję o bojkocie igrzysk narzuciły polskiemu komitetowi, jak i wielu innym państwom bloku wschodniego, polityczne władze Związku Radzieckiego.]
Ufam, że spotkamy się za metą, w Ustrzykach Górnych, wejdziemy do zimnej rzeki, jak do kriokomory, a potem, wieczorem dołączymy do innych ultrasów na góralskie party. To może być wyjątkowa zabawa. Ty razem żołądek stoczy walkę z kiełbasą i oscypkiem grillowanym na ogniu, niektórym zakręci się w głowie już przy otwieraniu piwa, a jeden kufel może pięknie utulić do snu. Zagra muzyka i gdyby były jeszcze przedszkolanki to całość wyglądałaby tak, jakby ktoś nieodpowiedzialny zorganizował imprezę dla 5-latków.
I tak pożegnamy się z Rzeźnikiem . Tomek
translation Anna Meysztowicz
The only strategy that I can think of can be summed up in one word – “slowly”. Those last weeks in May were lessons in slow running. For the last two weekends we came up with new routes so as to blend steep ascents and descents into our runs, and it turns out that slow running is not easy at all, in fact it is frustrating and tiring.
We are “sleeping” in Cisna so I am planning our wake-up call for around 1:30 am, for breakfast we will have green tea and perhaps some oatmeal and a banana. Then we will take the bus to Komańcza, to the starting line for our planned 3 am start. We will start off slowly and I assume that, without any incidental injuries, we should reach Cisna at about 8:30. There we will change into short gear and set off again after 3, max 5 min rest. The 42 km mark will be a psychologically important moment for Andrzej – surpassing his hitherto boundaries – there will be a surprise in his backpack, we will celebrate with mineral water… with salt.
I am not setting up any time limits other than those limiting the competition rules. However, I would like to remain, at least in the beginning, about 10% ahead of those times, which would mean that we would reach the finishing line before the 16 hour limit.
Writing this text I don’t have any precise knowledge about the weather forecast – it can be hot. That is what solicitor Paweł Surmacz from Rzeszów is saying, who will also participate in the race. The trails are soaked – mainly just mud, and thunderstorms with strong rainfall are supposed to pass through the mountains again.
The second half of the distance will be a journey into the unknown, therefore it is difficult to plan so I will only mention that, after 40 km of off-road running, each subsequent kilometre will be a battle with the weakening body, after 50 km our ambitions will start to rebel against the rest, after 60 km our common sense will become a hostage of the weakening body, after 70 km the body and soul will have to separate from one another. The more concrete and less romantic strategy – there you go. The second part of the run will be the monitoring of the concentration of sodium that, when badly lacking, leads to melancholy and the philosophy of surrender, planning the exact moment of recharging the magnesium bomb that should prevent muscle cramps for the next hour. Obligatory urination will serve to control dehydration status – the colour of coffee and cream will initiate a small alarm. Thinking of you we will slow down and even stop J, but only to take a few photos of the mountain views.
After 50 km the biggest challenge won’t be the steep ascents but the descents. Like I already once wrote, overburdening the legs reaches 3G, the exhaustion and loss of electrolytes lead to cramping, the pain with every downward step is reminiscent of sticking pins into the thighs. There are very many steps so there’s no shortage of these injections, thus the culmination of pain is so bad that it’s easy to give up. When the magnesium stops helping the cramps become constant and some people actually recommend sticking a safety pin into the thigh to relax the cramped up muscle and prevent it from tearing.
Somewhere in front of us, in his 2-person team, will be Wojtek Ratkowski. He probably wants a significant improvement on the time of his last year’s debut where he made the mistake of not hydrating well. Wojtek said that the difficulties of this run meant that, for him, that souvenir clay medal from RZEŹNIK ’14 has sentimental value similar to that of the gold medal in the Polish marathon championships. In spite of being nominated, Wojtek did not go to Los Angeles in 1984 to take part in the Olympic Games. The decision to boycott the Games was imposed onto the Polish committee, just as in many other countries of the Eastern Bloc, by the political authorities of the Soviet Union.
I trust that we will meet at the finishing line in Ustrzyki Górne. We will walk into the cold river like into a cryogenic chamber and then, in the evening, we will join the other ultramarathon runners for a highlander party. That may be an execeptional one. This time my stomach will battle with the sausages and goat’s cheese (oscypek) grilled over the fire, some people’s heads will spin just from opening a beer, and one mug of beer can lull you to sleep beautifully. The music will play and if kindergarten teachers were there the whole scene would look like some irresponsible person had organised a party for five year olds. And that is how we will farewell the Rzeźnik. Tomek
„The thirst you feel in your throat and lungs will be gone minutes after the race is over. The pain in your legs within days, but the glory of your finish will last forever.”
Powodzenia, Robert Niziol