2. grzechy dnia poprzedniego / ENG: yesterday’s sins

Henryk Szost - Żródło www.maratonypolskie.pl
Henryk Szost – Żródło www.maratonypolskie.pl

Za nami listopad, który podarował idealną pogodę do treningów biegowych. Czytając podsumowanie biegu Henryka Szosta w Japonii (Maraton 2:07’39”), aktualnie uważanego za najlepszego białego maratończyk na świecie, dowiedziałem się, że dla niego optymalną temperaturą jest 5stC … i właśnie tak było w drugiej części miesiąca. Nasze weekendowe bieganie, zazwyczaj długie, o zasięgu 15-22km jest rewelacyjne, choć tzw. przeszkody dnia poprzedniego są bardzo mocno odczuwalne. Wystarczy, że pośpisz zbyt krótko, albo degustujesz kolejną, wyjątkową także w tym rozdaniu, lampkę Beaujolais Nouveau i trening o 10tej rano, w sobotę, kończy się zwykłym, fizycznym cierpieniem.

Biegniemy w tempie konwersacyjnym, w tzw. „tlenie” (najlepsze warunki do spalania nadmiaru tłuszczu) i jakkolwiek bezpiecznie to brzmi, po 16km zaczynasz rozglądać się za wodą a tu las, dookoła tylko las. To był właśnie jeden z takich biegów i to dokładnie po święcie tego, czego Francuz nie nazwie winem.

źródło: beaujolais.net
źródło: beaujolais.net

Od bardzo dawna młode wino Beaujolais, w trzecim tygodniu listopada, było odbijane i głównie francuska biedota korzystała z tego trunku, mówiąc dosłownie, pełna gębą. Winko było tanie, szybko dawało efekt, więc świętowanie rozwijało się radośnie i Burgundia stawała na kilka dni, a PKB, czy indeksy PMI -:) szalały skorelowane z wielkością zbiorów w danym roku. Administracja jest po to, by wymyślać ograniczenia i potem je egzekwować, więc wprowadziła, (chyba) w 1962 roku zakaz świętowania młodego wina. Wówczas to, w trzeci czwartek listopada, tuż przed wprowadzeniem restrykcji, lud się solidnie zabawił, myśląc że po raz ostatni. Zakaz zakazem, ale region z czegoś musiał żyć, więc pomyłkę legislacyjną skorygowano i dodatkowo stwierdzono, że to nie jest byle jakie winko, tylko wyjątkowe! Przyspieszacze dojrzewania i wyciskacze koloru, czynią dzisiaj cuda i po 6 tygodniach leżakowania kwaskowaty trunek zapakowany do ok. 70 mln butelek (2013) jedzie w świat z histerycznym hasłem Beaujolais Nouveau est arrive! (nadchodzi) – z tego najwięcej do Niemiec, USA i Japonii. Realizowany jest genialny koncept marketingowy, który sprzedaje coś co pewnie jest warte 1euro, za dziesięć razy więcej. Zostawmy to wino – zatem biegniemy tego nieszczęsnego „the day after” ale za to w doborowym towarzystwie, do naszej grupy, którą często zasila Wojtek Ratkowski, dołączają najlepsi na świecie windsurfingowcy – Przemek Miarczyński i Paweł Tarnowski – to zobowiązuje.

na 15km
na 15km

Jest fajnie, bo opowieści starczy na całe 2 godziny (ok. 22km terenu) i faktycznie nikt się nie nudzi. Windsurferzy nadają zbyt mocne tempo, które w tych okolicznościach, pogrąża nas na 15km. Patrzę na Andrzeja, który jest zagotowany i rozgląda się za wodą. – Degustowałeś? – pytam, – niestety tak – pada zbolała odpowiedź i bez trudu zgaduję, że myślimy o tym samym. Jest mi go szkoda, ale cieszę się, że nie cierpię sam.

krótka przerwa
krótka przerwa

Robimy przerwę na rozciągnie przed nami jeszcze 8km i myślę, że te chwile są wyjątkowe, nikomu nie zadzwonił telefon, słychać tylko las i prawdziwe opowieści. Tak jak Zdzichu napisał w jednym z blogów przy akcji Ironman – oddalamy się od plastikowego świata. Biegniemy dalej już w lepszych nastrojach, słuchając jak Przemek i Paweł szykują się na Finał Pucharu Świata w Abu Dhabi [to już za nami wśród najlepszych 22 windsurferów na świecie, Piotr Myszka zajął 5 miejsce, Paweł 6, Przemek 10].

Jest coś w tym, o czym mówił Wojtek – gdy w grupie zaczyna się mówić o zawodach, ściganiu, tempo od razu rośnie i dokładnie tak się działo z nami. Ostatnie 3 km biegliśmy jak wariaci – tempo 3:30” – 4:30” / 1 km. To bardzo szybko, do tego w terenie, po liściach, korzeniach, … ale jednocześnie uświadamiam sobie, że Henryk Szost biegł przez 42km każdy kilometr w tempie 3:01” .

Koniec miesiąca i tradycyjne Andrzejki. Akcja ULTRAMARATON za POMOC została ujawniona, więc na imprezach rozmowy toczą się również wokół wyzwania – temat jest popularny, więc czujemy się jak „prawie – bohaterowie”. Już? Jeszcze nie dobiegliśmy. Zastanawiam się jakie znaczenie ma słowo bohater. Zapowiedź akcji budzi od razu mocne obrazy wyczerpującego biegu „ponad siły”, ale to dopiero za 6 miesięcy. Kolejny dzień powszedni, szybko robi się ciemno, mróz i wilgoć, nic nie zachęca do samotnego wyjścia na trening, nie będzie też oklasków przy powrocie.

trening po zmroku - ciemno i zimno
trening po zmroku – powrót z lasu – ciemno i zimno

Zrobisz tak trening 100 razy i poczujesz, że jesteś twardzielem. Pachnie postanowieniami adwentowymi ? Nie! 🙂 Nie mieszamy, to nie 2w1 – postanowienia są równolegle – jest okazja  i  zawsze warto coś zmieniać  a dowiezienie postanowienia do mety daje satysfakcję i mocnego kopa. Wracam do wyzwania- pokonanie samego siebie, każdego zwykłego dnia daje ci przywilej bycia twardzielem.

W tym momencie wyświetlają się obrazy chorych, samotnych, najsłabszych – często nie ze swojej winy. Oni właściwie budzą się każdego ranka i stają przed bardzo szarą rzeczywistością bez perspektyw – i to nie przez 100 dni.

Opłatek Maltański - Warszawa 2013
Opłatek Maltański – Warszawa 2013

Jedną z piękniejszych akcji świątecznych, w której chętnie uczestniczę jest Opłatek Maltański, wymyślony przez Jerzego Donimirskiego w Krakowie, ponad 10 lat temu. Dzisiaj, już w 15 miastach w Polsce, masz szansę osobiście usługiwać przy wigilii – kolacji bożonarodzeniowej, właśnie tym najsłabszym. Wyobraź sobie, że w zeszłym roku, np. w arkadach Zamku Królewskiego w Warszawie przedstawiciele nauki, sztuki, biznesu, w tym 4 prezesów spółek giełdowych, w fartuchach podawało do stołu 150 podopiecznym MOPSu, do tego finansowo pomogli skompletować paczki, które później nasi goście zabrali do domu. Spotkanie osób, które zmagają się z życiem inaczej niż ty, jest osobistym, mocnym przeżyciem – według mnie potrzebnym zwłaszcza nam. Jeśli chcesz dołączyć to zgłoś się … ja będę w Warszawie.   http://oplatekmaltanski.org/

Przed nami grudzień, czas oczekiwania na Boże Narodzenie. Nie chciałbym Was niepokoić mailami dlatego informuję, że 3 kolejne wpisy na bloga będę umieszczał w czwartki 11, 18 i 25 grudnia. Jednocześnie mamy z Andrzejem prośbę o rozesłanie do Waszych znajomych informacji o naszym projekcie charytatywnym  – http://ultramaraton.zakonmaltanski.pl//start/

Póki co piszę ja, ale obiecuję, że od stycznia koledzy mnie wesprą. Jeśli ktoś chciałby z nami pobiegać w weekendy – zapraszamy. Jeśli ktoś myśli o Maratonie, może i debiucie  – to my biegniemy 26 kwietnia w Warszawie i można dołączyć do naszej drużyny – wystarczy się zapisać, dalej już się skoordynujemy.

Pozdrawiam Tomek

2.YESTERDAY’S SINS

Translation – Anna Meysztowicz

November is behind us, and provided us with the ideal weather for running training. Citing the summary of the run by Henryk Szost in Japan (Marathon 2:07’39”), presently considered to be the best white-skinned marathon runner in the world, I discovered that for him the optimal temperature is 5°C… and that is exactly how it was in the second half of the month. Our weekend runs, generally long, with a distance of 15-22 km are ideal, although so-called obstacles of the day before (sins of yesterday) are strongly felt. It’s enough that you don’t get enough sleep or that you drink another exquisite glass of Beaujolais Nouveau and your 10 am training session ends in general physical suffering.

We run at conversation speed, in so-called “oxygen” (the best conditions for burning surplus fat) and, however it may sound, after 16 km you begin to look around for water but there’s only forest, just forest all around. This was precisely one of those runs and precisely after the holiday the Frenchman would not call wine.

Long since has young Beaujolais wine been released for sale in the third week of November and mainly the poor French drank it, to put it bluntly, by the bucket. The wine was cheap and gave a quick effect, so celebrations developed joyfully and Burgundy would stop for several days while the GDP went crazy in accordance with the size of the grape harvest for the given year. State Administration has the role of inventing limits and enforcing them so it introduced (I think) in 1962 a ban on celebrating the young wine. Therefore, on the third Thursday of November, just before the restriction was enforced, people partied hard, thinking that it would be for the last time. Bans are just as well but the region had to live off something so the legislative error was rectified and additionally it was ascertained, that this is not just any kind of wine but something exceptional! Ripening agents and artificial colouring work magic and, after 6 weeks of resting, the acidic drink packed into around 70 million bottles (2013) flies off into the world with the hysterical shout that “Beaujolais Nouveau est arrive!” Most of these bottles reach Germany, the US and Japan. A fantastic marketing concept is executed here, which sells a product probably worth around 1 euro for ten times the amount. But let’s leave this wine and run together on this unfortunate “day after” at least in good company, with our group, which is often fortified by the presence of Wojtek Ratkowski, and the world’s top windsurfers – Przemek Miarczyński and Paweł Tarnowski. This obliges.

It’s great because there are enough stories for nearly 2 hours of running (around 22 km) and no one is bored. The tempo of the windsurfers is a little too fast, which in these circumstances, swamps us for 15 km. I glance at Andrzej, who is boiling hot and looking around for water. “Did you drink?” I ask (meaning the Beaujolais). “Unfortunately yes,” he replies painfully and easily guesses that we are thinking the same thing. I feel sorry for him but am happy not to be suffering alone.

We break to stretch and have 8 km to go and I think to myself how special these moments are, nobody’s phone has rung, all you can hear is the forest and authentic stories. Just as Zdzichu wrote in one of his blogs for the Ironman campaign – “We distance ourselves from the plastic world.” We run on in a better frame of mind, listening to how Przemek and Paweł are preparing for the World Cup Final in Abu Dhabi (that is now behind us and, among the world’s top 22 windsurfers, Piotr Myszka has taken 5th place, Paweł 6th, and Przemek 10th).

There’s something in what Wojtek said – when you start to talk about a sports competition or races in the group, the tempo immediately increases and that is exactly what happened with us. We ran the last 3 km like crazy – tempo 3:30” – 4:30” per 1 km. That is very fast, additionally in rough terrain – over leaves and roots, but I simultaneously realise that Henryk Szost ran for 42 km and each kilometre in the tempo of 3:01” .

It’s the end of the month and time for the traditional St Andrew’s Day celebration. The ULTRAMARATHON for HELP campaign has been revealed so party conversations also touch on this challenge – the topic is popular so we feel like “almost heroes”. Already? We haven’t even run yet. I begin to wonder what meaning the word hero holds. Just the declaration of the campaign awakens strong images of an exhausting run “beyond physical endurance” but that is six whole months away. Another average day, it quickly grows dark, it is frosty and damp, which does not encourage me to go outside to train on my own, there also won’t be any applause when I return.

You train like this 100 times and you feel that you are tough. Does that smell of pre-Christmas resolutions? No! There’s no mixing, no 2 in 1. Resolutions are parallel – there is an occasion and it’s always worth changing something and taking your resolution to the finishing line gives satisfaction and a strong push. I am returning to my challenge – conquering yourself each and every ordinary day gives you the privilege of being tough.

At this point in time I see pictures of ill, lonely and weak people – often through no fault of their own. It is them precisely who awaken every morning and stand before a very stark reality with no perspective – and not just for 100 days.

One of the most beautiful Christmas campaigns that I participate in happily is the Maltese Christmas Wafer Celebration that Jerzy Donimirski initiated in Krakow over 10 years ago. Today in fifteen Polish cities, you have the chance to serve at Christmas Eve – Christmas supper, to those most in need. Imagine that last year, for example in the arcades of the Royal Castle in Warsaw, representatives of sciences, arts and business, including four chairmen of stock exchange companies, wearing aprons, served dinner to 150 wards of MOPS (local social aid centres), and additionally financially helped to prepare packages that our guests later took home. Meeting people who are struggling with life differently to you is a powerful personal experience – which, I believe, we above all need. If you would like to join then please sign up… I will be in Warsaw: http://oplatekmaltanski.org/.

December is before us, a time of awaiting Christmas. I don’t want to worry you with emails which is why I want to inform you now that the next three entries on the blog will be on the Thursdays of 11, 18 and 25 December. At the same time Andrzej and I kindly ask you to please send information about our charity project to your contacts: http://ultramaraton.zakonmaltanski.pl//start/.

At the moment only I am writing but I promise you that, as of January, my friends will support me. If anyone would like to run with us on weekends – you are most welcome. If anyone is thinking about a Marathon – perhaps a debut – we will be running in Warsaw on 26 April and you can join our team – all you need to do is sign up, we will coordinate the rest.

Best wishes, Tomek