Wszystkie wpisy, których autorem jest Tomasz Tarnowski

22. biegowe recolligere /ENG: running recolligere

Z łacińskiego recolligere to zbieranie na nowo. Dzisiaj powracają mi przemyślenia z okresu przygotowań do Ironmana – ten ciężki i często monotonny trening jest czasem przeorania się przez własne ja. Po kilku miesiącach biegania z pewnością pojawiało się kilka bruzd, które odkryły głębsze pokłady, ale zacznę po kolei.

WP_20141202_006

Pycha, która kroczy przed upadkiem – to już nie slogan, ale codzienny roller caster. Gdy dumny z osiągnięć danego dnia spotykasz własną małość, w momencie gdy zaczynasz poszukiwać usprawiedliwień – dzisiaj zła pogoda, nie idę, albo – troszkę skrócę, bo chyba coś ważnego w wieczornych informacjach, robisz się taki malutki jak małe są usprawiedliwienia. Gdy się przełamiesz wracasz dumny, prawie pyszny i kółko się zamyka. Po kilku miesiącach, tysiącu przebiegniętych kilometrach, pokorniejesz. Chciwość dopada cię wówczas gdy chcesz zbyt szybko i zbyt wiele, gdy nie szanujesz czasu i własnych możliwości. Chciwość jest szybko pokarana, kontuzjami, przetrenowaniem. Niebezpieczna chciwość w bieganiu, ale pewnie i w życiu powinna zostać wyparta przez cierpliwość. Przyjemności ciała i stołu były jeszcze dopuszczalne na początku przygotowań przy mniejszych dystansach, ale dzisiaj, w obliczu 30-tokilometrowych wycieczek biegowych są nierealne. Jednocześnie łaskawa natura w pewnym momencie tępi apetyt i pokusy nie są tak dręczące, choć nie odstępują. Gniew może być sprzymierzeńcem, gdy przekuwasz go w napęd, ale często jest psujem, który pojawia się w momencie zmęczenia – czyli niestety często. Kiedy ciało nie może i duch podupada, wówczas psuj jest gotowy do akcji i z satysfakcją odznacza kolejną wygraną potyczkę. Z pewnością lenistwo jest największym, wszechstronnym i nieodstępnym przeciwnikiem. Jest wiernym towarzyszem innych słabości, do tego atakuje twoją wolę. Łatwo buduje racjonalną argumentację dla braku aktywności – tak wiele już pokonałeś, albo jak kameleon taki jest mój świadomy wybór … . Potyczki z lenistwem liczysz nie w dniach a w godzinach, są tak częste, że ich przegrane i wygrane następują po sobie jak kroki.

Od listopada, przez 5 miesięcy przygotowań przerabiamy po kilka razy w tygodniu te biegowe rekolekcje dziękując za codzienną naukę. Tomek


 

Translation Anna Meysztowicz

running recolligere

The Latin word recolligere means to “collect anew”. Today my reflections from my preparations for the Ironman are returning. That difficult, often monotonous training is at times an overhaul of your very self. After a few months of running several fissures certainly showed up, which uncovered deeper levels, but let me start in the proper order. Vanity, which comes before a fall – this is no longer just a slogan but a daily rollercoaster. When, from the pride of your achievements on a given day, you see your own smallness the moment you start searching for justifications – the weather is bad today, I’m not going, or I will run a little less today because there’s something important on the news tonight, you become just as small as these justifications are. Once you break through, you return to your pride nearly vain and so the circle closes. After several months, and thousands of kilometres, you become meeker. Greed befalls you when you want too much a little too quickly, when you stop respecting time and your own abilities. Greed is quickly punished with injuries and overtraining. Dangerous greed during running but also probably in life should be replaced by patience. Pleasures of the body and the table were still acceptable in the early phase of preparations with smaller distances but today, in the face of 30-kilometre running expeditions, they are simply not realistic. The simultaneously compassionate character at a certain point in time dulls the appetite and temptations stop being so tiresome but do not go away altogether. Anger may be an ally when you change it into drive, but it is often a spoiler, which appears when you are exhausted – i.e., unfortunately often. When the body no longer can, and the soul is deteriorating, that is when the spoiler is ready for action and takes satisfaction in marking a subsequent win fight. Certainly laziness is the biggest, comprehensive and inaccessible opponent. It is a faithful companion of other weaknesses and additionally attacks your will. It easily builds rational arguments for the lack of activity – you have already overcome so much or, like a chameleon, that is my conscious choice…. Battles with laziness are not counted in days but hours, they are so frequent that their wins and losses go side by side like steps.

Since November, over five months of preparations, we have been experiencing these running recollections several times per week, thankful for our daily lessons. Tomek

21. 31,5 KM /ENG:

W końcu się pojawiło długie biegi i warto o tym wspomnieć. Spotykamy się o 9:00 rano i mamy przed sobą 30km biegu – nareszcie! Przecież do tego szykowaliśmy się od listopada. Zaczęło się jak zwykle od gadania, potem teren i tempo przykneblowały nas do 15km, a gdy uświadomiliśmy sobie, że to dopiero połowa chęć do rozmowy już się nie pojawiała. Zostało 10 kilosów i jakieś 55minut. Tempo nakręcał Rysiek z Pawłem a my z Andrzejem trzymaliśmy się za ich plecami. Z powodu odwodnienia czułem jak z każdym kilometrem spadają moje możliwości, picie trzeba było zabrać ze sobą, albo leśną skrytkę (na 20km) umieścić o kilka kilometrów wcześniej.

Powoli zaczęła pojawiać się sztywność w nogach, a za nią ból. Na 30tym kilometrze czułem się w obowiązku przywołać znaną formułkę, że „Maraton zaczyna się po 30km”, która została przyjęta z milczącą aprobatą. Od bólu nie ma ucieczki, musisz go zaakceptować i faktycznie, biegnąc już poza granicą swojego zmęczenia nie walczysz z nim. Ból konsekwentnie przesuwa się w górę ogarniając krzyże, plecy, ramiona, w końcu praca rąk, które pomagają nogom również zostanie skarcona. Wiem jak będzie na ultramaratonie, 30km dalej, na 60tym będziemy biegli nie poza granicą zmęczenia, ale poza granicą wyczerpania. Do tego też musimy się jakoś przygotować. Kończymy na dzisiaj – na liczniku satysfakcjonujące 31,5km. Nielubiane rozciąganie przychodzi bardzo trudno, skurczone ciało trzeszczy jak sparciałe rzemienie, ale to konieczne, inaczej później będzie gorzej. Ta ostatnia godzina to wycieczka w obszar własnej motywacji, przecież w każdym momencie możesz zwolnić, na chwilę stanąć, odpocząć – takie myśli pojawiają się w głowie wtedy, gdy zaczyna boleć.

Tomek

WP_20150317_002

Translation Anna Meysztowicz

31.5 km

Finally long distance runs have appeared and they’re worth mentioning. We meet at 9:00 am and have 30 km to run – at last! We’ve been preparing for this since November after all. It all began, as always, with chatting, later rough terrain and tempo took us to 15 km, and when we realised that was only half the run, we did not feel like talking anymore. We had 10 km and about 55 min left. The tempo was increased by Rysiek and Paweł while Andrzej and I stayed a little behind. Due to dehydration I felt my abilities dropping with every kilometre, I should have taken something to drink with me or located the forest hidey hole (at 20 km) several kilometres earlier.

The legs slowly became stiffer, and with that comes pain. At 30 km I felt obliged to quote the well-known saying that “Marathons begin after 30 km”, which was taken with silent approval. There’s no escaping the pain, you must accept it and in fact, by running beyond the threshold of your exhaustion, you don’t battle it. The pain consequentially moves upwards taking over the lower back, the back, upper arms and, finally, the work of the hands that help our legs, will generally also suffer. I know how it’s going to be at the Ultramarathon, 30 km later, at 60 km, we will be running not beyond the threshold of our exhaustion, but beyond exhaustion itself. We need to somehow prepare for this. We are finished for today – a satisfactory 31.5 km on the timer. The disliked stretching does not come easy at all, the contracted body creaks like an old belt, but stretching is necessary otherwise it will be much worse later. This final hour is a journey into the sphere of your own motivation, you are of course able to slow down at any given moment, to stop and rest for a second – these thoughts appear in my head when the pain hits.

Tomek

20. Dziękuje mojemu ciału za współpracę – Andrzej/ ENG: I thank my body for its cooperation – Andrzej

Po pierwszym wpisie, trochę wymuszonym przez Tomka, zastanawiałem się o czym mam napisać w kolejnych wpisach. Nie jest przecież moją rolą mądrzenie się na tematy, na które poświęcono już tony papieru, takie jak technika biegania, profesjonalne porady żywieniowe, czy np. jak się ubrać. Nie mam też żadnej, ale to żadnej wiedzy, jak biec by się nie zmęczyć, dobiec i to w czasie uznanym za zadowalający dla pasjonatów biegania. Zupełnie nie nadaję się też do płytkich i głębokich pouczeń o moralnym czy też filozoficznym aspekcie biegania. Ludzie, którzy mnie znają, śmialiby się ze mnie uznając, że w okresie wrednego wieku średnio – późnego zwariowałem. Jestem prostym, dość trzeźwo trzymającym się ziemi Kaszubą. Nie byłbym też wiarygodny opowiadając Wam jak bardzo szczytny cel mi przyświecał, kiedy podjąłem decyzję o udziale w projekcie Tomka. Bardzo lubię przyjaciół z Osady Burego Misia, ale bez przesady; lubić kogoś nie oznacza dla mnie, że muszę się od razu dla nich zabijać i rezygnować z przyjemności życia. Życia, które skoro już je mam od Boga za darmo, postanowiłem przy urodzeniu cenić sobie nade wszystko.

A ponieważ zgodziłem się jedynie dlatego, że poprosił mnie o to mój przyjaciel Tomasz, a jak wiadomo – i tego mnie nauczyła moja kochana świętej pamięci Babcia Agnieszka – prawdziwym przyjaciołom się nie odmawia, nie będę tutaj ściemniał i powiem Wam prawdę. Prawdę o charakterze egzystencjonalnym, czyli krótko mówiąc moje osobiste, prywatne, subiektywne doświadczenie sytuacji, w której się znalazłem.

Andrzej w niebieskiej kurtce po prawej z tyłu
Andrzej w niebieskiej kurtce po prawej z tyłu

Biegam w soboty i niedziele w grupie biegaczy, którą zorganizował Tomek. Cotygodniowe wspólne bieganie ma przygotować mnie do Rzeźnika. Poprzez kontakt z profesjonalnymi biegaczami mam nabrać doświadczenia i stosownej wiedzy pozwalającej to wszystko przetrwać. Ze zdziwieniem odnotowałem, że sam widok tych ludzi (sami faceci, nikogo normalnego, czyli kobiet) mnie przeraził. Bardzo mocno zbudowani, o zdecydowanych na walkę twarzach. Niektórzy wyposażeni w sprzęt, o którego istnieniu nigdy bym nie pomyślał. Różnego rodzaju urządzenia pomiarowe pokazujące prędkość, tempo, dystans, wysokość, ciśnienie, tętno, poziom tlenu we krwi, kalorie oraz – ale to już banalne – czas. Jacyś milczący i niepokojąco zrelaksowani i spokojni. Poczułem się przy nich mało męski i od razu przeszła mi ochota na bieganie. To może moje mylne wrażenie i efekt wybujałej wyobraźni. Muszę być jednak sprawiedliwy i dodam, że np. jeden z nich to inteligentny, młody, przemiły człowiek – Paweł Tarnowski – nasza polska szansa na mistrza olimpijskiego w windsurfingu. (bratanek Tomka)

Paweł Tarnowski Mistrz Swiata Juniorów (2011, 2012) , wygrany Puchar Świata Seniorów - edycja Holandia 2013.
Źródło: http://atlas2.mm.com.pl/pl/strona/Sport/179     Paweł Tarnowski 2x Mistrz Świata Juniorów (2011, 2012) , wygrany Puchar Świata Seniorów – edycja Holandia 2013.

Najgorsze jednak nadeszło, gdy zacząłem się wsłuchiwać w to, co mówią Ci panowie. Z tego, co zrozumiałem, podstawowym problemem biegacza długodystansowego jest fizjologia ciała: zatwardzenia, rozwolnienia, problemy z pęcherzem, problemy jelitowe, wymioty, zgagi i wiele jeszcze innych, przykrych w gruncie rzeczy, spraw cielesnych. Wprawiło mnie to w straszliwą konfuzję. Z podejrzliwością zacząłem przyglądać się własnemu ciału. Zacząłem intensywnie myśleć o nim i jego sprawności fizjologicznej. Czy, aby na pewno, to moje ciało wytrzyma i oszczędzi mi przygód, nie tyle może mało estetycznych, ale wysoce kłopotliwych i nieprzyjemnych? Długo o tym moim ciele myślałem. I nagle uświadomiłem sobie kilka fundamentalnych rzeczy. Ich świadomość ukoiła moje nerwy i przyniosła uspokojenie. Po pierwsze, być może po raz pierwszy zrozumiałem i poczułem, że mam ciało, które jest integralną częścią mnie samego. Po drugie, aby to ciało dało radę i nie zawiodło, trzeba Je polubić, ba, nawet zaprzyjaźnić się z nim. Po trzecie, trzeba Je zrozumieć i Go wysłuchać. Po obserwacji mojego żołądka, jelit, pęcherza i kilku innych części ciała już wiem, że moje ciało lepiej się czuje, gdy dzień przed bieganiem nawadniam je litrem wody z miodem i cytryną, dużo jem w przeddzień, a rano tylko zielona herbata.

Andrzej na 29km
Andrzej na 29km

W trakcie biegu nie wolno mi próbować żadnych chemicznych żeli ani sztucznych batonów. Jem tylko batony z suszonych owoców oraz szwedzkie batoniki Viatega. To moje ciało akceptuje i lubi. Czuję, że skoro Ono jest zadowolone, to i ja mogę spać spokojnie. Na koniec dodam, że w czasie biegu, obowiązkowo na początku, po 10 km i tuż przed końcem biegania, grzecznie, w myślach dziękuję mojemu ciału za współpracę i odrobinę litości. Jestem przecież taki słaby i delikatny.

O kolejnych moich doświadczeniach opowiem w kolejnych odsłonach.  Andrzej Zwara

 Translation Anna Meysztowicz

I thank my body for its cooperation – Andrzej

After my first blog entry, which I was forced a little into writing by Tomek, I wondered about what I should write in my subsequent entries. It is not up to me to be a smarty pants here and write about topics that have already had tonnes of paper dedicated to them, such as running techniques, professional nutritional advice or what to wear, for example. I also have no knowledge whatsoever about how to run without getting tired, or reach the finishing line within a time limit that is considered satisfactory for running aficionados. Those who know me would laugh, thinking that, in my late middle age, I’d gone crazy. I am a simple rather sober Kashubian with my feet firmly planted on the ground. I would also not be very credible telling you about how noble my goal was when I made the decision to take part in Tomek’s project. I really like the friends at the Dun Teddy Bear Settlement, but let’s not exaggerate; liking somebody doesn’t mean that I must already die for them and give up the pleasures in life. The life that, since I no longer have it for free from God, I decided at birth to treasure above all.

And since I agreed to this only because I was asked by my good friend Tomasz and, as we know – and I was taught this by my dear departed Grandma Agnieszka – you don’t refuse true friends, I am not going to beat around the bush here but tell you the truth. The truth about the existential character, i.e., to put it bluntly – my personal, private, subjective experience of the situation I have found myself in.

On Saturdays and Sundays I run in the running group that Tomek has organised. This weekly group running is intended to prepare me for the Rzeźnik. Through contact with professional runners I am supposed to gain experience and the appropriate knowledge enabling me to survive all this. I was surprised to note that the very sight of these people (all men, no normal people, i.e. women) terrified me. Very strongly built, with faces clearly set on battle. Some furnished with equipment the existence of which I never would have suspected. Different types of measuring equipment showing speed, tempo, distance, height, blood pressure, pulse, level of oxygen in the blood, calories and – but this is banal at this point – the time. Somehow silent and worryingly calm and relaxed. I did not feel very manly next to them and immediately lost my willingness to run.

The worst came, however, when I began to listen to what those men were talking about. From what I could understand, the main problem of the long-distance runner is the physiology of the human body: constipation, diarrhoea, bladder problems, bowel problems, vomiting, heartburn and many other, rather unpleasant things to do with the body. This confused me terribly. I began to look at my own body with suspicion. I started to think intensely about it and its physiological capabilities. Would my body be able to cope and save me from these not only unsightly but highly problematic and unpleasant adventures? I thought long and hard about this body of mine. And suddenly I realised a few fundamental things. And the awareness of them calmed my nerves and reassured me. Firstly and possibly for the first time, I understood and felt that I have a body that is an integral part of me. Secondly, in order for that body to manage and not fail, I had to like and even become friends with it. Thirdly, I had to understand a listen to it. After observing my stomach, bowel, bladder and several other body parts I already know that my body feels better when, a day before running, I hydrate it with a litre of water with lemon and honey, eat a lot the day before, and only drink green tea in the morning. During running I am not allowed to try any chemical gels or fake bars. I eat only dried fruit bars and the Swedish bras, Viatega. This my body likes and accepts. I feel that, since it is happy, I can sleep in peace. In the end I will add that, during running, obligatorily in the beginning, after 10 km, and just before the end, I politely thank my body in my thoughts for its cooperation and a little mercy. I am so weak and delicate you know.

I will tell you about my other experiences in my subsequent entries.

Andrzej Zwara

 

19. mój bieg, moje dylematy – Andrzej/ ENG: My decision, my dilemmas – Andrzej

Zabieram po raz pierwszy głos, nie dlatego, aby temat nie był ciekawy, ale dlatego, że jest dla mnie trudny. Ostateczną decyzję o wejściu w projekt podjąłem w grudniu. Wahałem się długo. Nie jestem człowiekiem  sportowym jak Tomasz Tarnowski. Cenię sobie życie wygodne, z przyjemnościami. Dobre jedzenie, wyborne czerwone wina, literatura klasyczna, barokowa muzyka i filmy o zabijaniu. Od czasu do czasu spotkanie z kolegami, w czasie których to spotkań omawia się kwestie istotne  dla Świata i Europy. A tu nagle propozycja udziału w „Rzeźniku”. Konsultowałem się z żoną Karoliną, ale ona robi doktorat  i powiedziała abym nie zawracał Jej głowy. I skoro nie  ma ze mnie żadnego pożytku w domu to mogę biec, pod warunkiem, żebym nie zrobił sobie krzywdy, bo jak wiadomo jestem dosyć delikatnego zdrowia. Konsultowałem to z kolegami, ale i tu nie znalazłem zrozumienia i wsparcia. W sumie nic nowego. Jak człowiek ma problem to zostaje z nim sam. Dokładnie tak samo jest, jeśli chodzi o zrozumienie sensu życia.

WP_20150301_005
nie mam już odwrotu

Po długim biciu się z myślami podjąłem decyzję i zgodziłem się pobiec z Tomkiem. Dziś myślę, że była to decyzja błędna, ale nie ma już odwrotu. Klamka zapadła, kości zostały rzucone. Podjęcie decyzji to początek przygody w nieznane. Po początkowej euforii przychodzi otrzeźwienie dnia codziennego. Pierwsze spotkanie z ludźmi profesjonalnie zajmującymi się biegami uprzytomniło mi, że wszedłem w świat  zupełnie mi obcy, świat rządzący się nieco innymi regułami życia. Jedzenie, picie, sen, ubieranie się, czynności wydawałoby się zwyczajne, a nawet banalne nabierają innego znaczenia. Technika oddychania, gimnastyka, proces wydalania, wchłaniania, słowem wszelkie metabolizmy ciała ludzkiego nabierają niezwykle ważnego znaczenia. Psychologia zawodnika, taktyka, strategia biegu, ale i wypoczynku – słowem wszechobecne planowanie, a nawet spiskowanie stają się podstawowym narzędziem myślenia, a dla mnie przetrwania. Dodać należy o zakupach związanych z bieganiem: buty, bielizna, skarpety, koszulki,  batony, żele, napoje, okrycia głowy itd., itd. – są inne i nieodzowne. Podsumowując: jest wiele rzeczy, spraw do poznania i przemyślenia. Ale to, co najważniejsze, to my sami; nasze ciało, mózg, nogi, stopy, plecy, ramiona, szyja, słowem wszystko co boli, cierpi, poci się, boi bólu, zmęczenia i nadmiernego wysiłku – zaczynają być inne i są ciągle do odkrywania. I jeszcze ten lęk przed przegraną oraz świadomość  własnej ułomności i kruchości. Ten  ostatni fragment  emocji zrozumieją tylko mężczyźni; my  ostatecznie jesteśmy tacy delikatni.

nasz grupa czasami liczy 3 os, innym razem 12. Pojawiają się zawodowi maratończycy, olimpijczycy, mistrzowie świata ... i jak poczuć moc, w takim towarzystwie ?
nasza grupa czasami liczy 3 osoby, innym razem 12. Pojawiają się zawodowi maratończycy, olimpijczycy, mistrzowie świata … – jak poczuć moc, w takim towarzystwie ?

Po zdaniu sobie sprawy z tych skomplikowanych zawiłości, trudności i kłopotów dochodzę do wniosku, że decyzja o wzięciu udziału w biegu była pochopna a dzisiaj bolesna. Ale skoro słowo padło, nie ma już odwrotu. W kolejnych odsłonach podzielę się  wszystkim, czego się dowiedziałem i jeszcze zapewne dowiem w trakcie tej przygody.

Jedno mnie pociesza: że cel, który przyświeca  projektowi Tomka, jest szczytny i wart poświęcenia, o tym trzeba powiedzieć. To na razie wszystko, reszta w kolejnych wpisach. Andrzej Zwara.

WP_20141129_021
Andrzej na tle Sopotu

Translation Anna Meysztowicz

My decision, my dilemmas – Andrzej

This is the first time you are hearing from me, not because the topic bores me but because it is a difficult topic for me. I made the final decision to participate in the project in December. I hesitated for a long time. I am not a sporty person like Tomasz Tarnowski. I value a comfortable lifestyle with pleasures such as good food, exquisite red wines, classical literature, baroque music and movies about killing. Meeting friends from time to time, and discussing with them issues important to Europe and the world. And out of the blue comes the proposition to take part in the “Rzeźnik” ultramarathon. I consulted my wife Karolina but she is working on her PhD and told me not to bother her. And since I am of no use in the house I can run, as long as I don’t hurt myself because, as it is known, I am of quite frail health. I consulted this with my friends but found no understanding or support there. Nothing new, really. If you have a problem, you have to deal with it on your own. It is exactly the same when it comes to understanding the meaning of life.

After a long battle with my own thoughts I made the decision and agreed to run with Tomek. Today I think that this was the wrong decision, but there is no backing out now. The penny has dropped, so to speak. This decision is the beginning of a journey into the unknown. After the initial euphoria comes the blunt reality of everyday life. My first meeting with professional runners made me realise that I have entered a totally alien world, a world run by different rules of life. Eating, drinking, sleeping, getting dressed –activities that would seem normal, banal even, take on a new meaning. Breathing technique, gymnastics, the process of excretion, absorption, in a word all the metabolic process of the human body, take on an extreme significance. The psychology of the competitor, tactics, the strategy of running but also of rest – in a word omnipresent planning, and even plotting, become the fundamental tool for thinking, and for me – for survival. I should add something about the shopping associated with running: shoes, underwear, socks, t-shirts, bars, gels, drinks, hats, etc., etc. – these are different and indispensable. To conclude: there are many things, issues to acquaint oneself with and think through. But what is most important is us: our body, brain, legs, feet, back, shoulders, neck – in a word everything that hurts, suffers, sweats, fears pain, exhaustion and excessive physical effort – begins to change and continues to be discovered. And add to this the fear of losing and the awareness of your own flaws and frailties. This last fragment of emotion can only be understood by males; it is us, in the end, who are so delicate.

After realising these complicated intricacies, difficulties and problems, I come to the conclusion that the decision to participate in the run was hasty and today, painful. But since I gave my word, there is no turning back. In my subsequent entries I will share with you everything that I have learned and will surely still learn during this journey.

One thing cheers me up: that the goal of Tomek’s undertaking is noble and worthy of sacrifice, that has to be said. That is all for now, you will learn more from my subsequent entries.

Andrzej Zwara

 

 

18. foto-impresje marcowe

Narodowy Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklętych” – pamiętamy!

https://www.youtube.com/watch?v=88rXR9fOFDE

Zobacz wyjątkowe okolice, które mijaliśmy w sobotę (21km) i w niedzielę (17,5km).

molo w Gdyni Orłowo
molo w Gdyni Orłowo – bez wiatru, w delikatnej mgiełce
jesteśmy na Klifie Orłowskim, w dole molo
jesteśmy na Klifie Orłowskim, w dole przeźroczysta woda i gdyńskie molo
krucho to wygląda
krucho to wygląda – szczyt Klifu Orłowskiego
niedziela i słońce - biegnąć po wymagających wzgórzach morenowych zbliżamy się do Gdyni Orłowo
niedziela i słońce – biegnąć po wymagających wzgórzach morenowych zbliżamy się do Gdyni Orłowo
niedziela be mgieł - Zdzichu Piotr Andrzej,  widok z gdyńskich wzgórz na zatokę
niedziela bez mgieł – Zdzichu Piotr Andrzej, widok z gdyńskich wzgórz na zatokę
nie ryzykujemy biegu po piesku jest zbyt miękko
nie ryzykujemy biegu po piasku jest zbyt miękko
choć pięknie nie będziemy po tym piasku biec
choć jest pięknie nie będziemy po tym piasku biec
jesteśmy może 50m od plaży i nadal w górzystym terenie
jesteśmy może 50m od plaży i nadal w górzystym terenie
tuż przy granicy Sopotu i Gdyni, 15m od plaży znajdziesz prawdziwe mokradła z wyjątkową roślinnością
tuż przy granicy Sopotu i Gdyni, 15m od plaży znajdziesz prawdziwe mokradła z wyjątkową roślinnością
pomosty pozwalają przejść suchą nogą nad mokrym podłożem - koniec parku północnego w Sopocie.
pomosty pozwalają przejść suchą nogą nad mokrym podłożem – koniec parku północnego w Sopocie. Po lewej, miedzy drzewami, srebrzy się morze.

 

17. biegnę a w głowie Ukraina, atom, łupki / ENG: I’m running but my mind is focussed on Ukraine, the atom and shale

Ścięty las, który sprowokował mnie do wpisu na temat globalnego ocielenia, nadal leży poukładany w coraz wyższe stosy. W mediach sporo na temat unii energetycznej, za wschodnią granicą wojna, muszę jeszcze zostać w temacie.

WP_20150215_002
widać sylwetkę Zdzicha, który przemyka koło stosu drzew

Na początku ciekawostka – węgiel to bardzo reaktywny pierwiastek, który tworzy różne związki, również sam ze sobą, ale wcale nie jest najbardziej rozpowszechnionym na ziemi, jakby się zdawało. Z 92 pierwiastków, największy udział w budowie skorupy naszej planety ma tlen (50%), czwarte jest aluminium, kiedyś tak bezcenne, że pewien francuski król (XIX w) zamienił zastawę srebrną na aluminiową, by było bardziej prestiżowo – a węgiel…? Będziesz zaskoczony, z 0,048% zajmuje 15 pozycję, jednak bez jego właściwości budowania związków organicznych nie byłoby życia – o czym wiemy. Dzisiaj swoją obecnością w atmosferze, węgiel rozgrzewa dyskusje dotyczące spalania surowców energetycznych, budowania elektrowni atomowych, czy jak podzielić pieniądze „z łupków”.

Według ostatniego raportu U.S. Energy Information Administration siłownie jądrowe są drugim największym źródłem bezemisyjnej (chodzi o gazy) energii na świecie. W ostatnim roku ruszyła budowa 72 nowych reaktorów i zakłada się, że w 2050r elektrownie jądrowe dostarczą 17 proc. światowego prądu, co będzie miało wpływ na zamówienia paliw i obniżenie (w ułamku %) wpływu na efekt cieplarniany, którego (fiskalną) naturę tłumaczyłem w poprzednim wpisie.

polana niedaleko trójmiejskiej obwodnicy - na wysokości Owczarni
polana niedaleko trójmiejskiej obwodnicy – na wysokości Owczarni. Widać ule ze śpiącymi pszczołami.

To odległa perspektywa, a Ukraina potrzebuje wsparcia już teraz. Jeśli Mr. Russia ma zmięknąć, to nie tylko cena baryłki ropy powinna spaść o połowę, ale również cena gazu, który jest drugą nogą finansową Kremla. Jednak ceny gazu są kontraktowane w długim okresie a jeśli pojawiają się dodatkowe zdarzenia jak katastrofa elektrowni jądrowej w japońskiej Fukushimie (2011r), wskutek czego Japonia wyłączyła prawie wszystkie 56 jądrowych siłowni i do teraz ma nieczynne 47, to cena gazu nie ma jak podążać za ropą, przynajmniej w tamtej części świata. Przez ostatnie 3 lata cena gazu znalazła się w szpagacie – Polska kupowała po ok. 500$ (za 1000m3), w tym czasie rewolucja łupkowa w Stanach obniżyła cenę, (w pewnym momencie), nawet do 70 $ ! Na drugim biegunie znalazła się przerażona Japonia, która musiała czymś zastąpić atom – cena gazu w zimowych szczytach skakała do 800$. Problemy Ukrainy, obok wojennych, lokują się również w tym obszarze – grozi im zakręcenie kurków z gazem. Teraz wyobraźmy sobie, że Tokio włącza 47 sprawnych reaktorów i przez to nie podbija ceny gazu, że Angela odwołuje koncepcje wygaszenia niemieckich jądrówek w 2022 r., bo taką deklaracje złożyła pod naciskiem ‘zielonych’ 3 lata temu i dodatkowo Chiny, które w ślad za Ameryką, mocno postawiły na poszukiwania w łupkach, konsekwentnie wiercą. Wydaje się, że cena gazu znalazłaby argumenty do przeceny, co pomogłoby zmiękczyć Ruskich.

Pewnie zastanawiasz się co z polskim gazem z łupków, bo politycy już zdążyli się pokłócić o te zyski z wydobycia. Otóż gaz jest tam gdzie go natura umieściła ok. 400mln lat temu i czeka na inną technologię, niż ta przywieziona zza oceanu. W Ameryce dostosowanie techniki wydobycia trwało 30 lat, robiły to małe firmy inżynieryjne, a wielkie koncerny przychodziły na gotowe, czyniąc łupkowych pionierów bardzo bogatymi. Do Polski, światowi giganci jak, ExxonMobil, Total, Chevron, Marathon, Talisman, ENI postanowili przyjechać od razu, bez pośredników technologicznych i z techniką, którą stosowali u siebie – licząc na pełnię zysków, jednak po 64 odwiertach (1 kosztuje ~15 mln$) okazało się, że „polskie łupki są bardziej plastyczne i przez to są trudniejsze do szczelinowania, wymagają przy tym stosowania znacznie wyższych ciśnień. Ponadto, część warstw łupkowych zawiera minerały ilaste, glinę  które pęcznieją w kontakcie z wodą, zatykając wytworzone szczeliny i pory, tym samym ograniczając przepływ gazu” –  Prof. Grzegorz Pieńkowski z Państwowego Instytutu Geologicznego. To oznacza, że nie da się użyć tych samych metod, więc giganci wycofali się, ale prace trwają. Odwierty czekają na naukowców, którzy próbują się dobrać do tych „rozmoczonych łupków”. Bardzo chcę wierzyć, że Polak potrafi, że za 5-7 lat dowiemy się, że mamy w rurach nasz gaz, który obniży koszty „ciepłej wody w kranie”, zmniejszy emisyjność i opłaty (pamiętasz – przed nami „triple Kioto”) a przy okazji zbuduje przemysł chemiczny.

Jak przygotowania? Andrzej wygląda dobrze podczas weekendowych treningów (20 lub 25km w sobotę + w niedzielę 15km – wszystko w terenie). Ja ciągnę kontuzję i jakoś ostatnio oklapłem – może postanowienia wielkopostne ciążą 🙂

pozdrawiam
pozdrawiam

Translation Anna Meysztowicz

The felled forest, which provoked me to write about global warming, lies tidied into growing piles. In the media there’s a lot on the energy union, beyond the eastern border there’s a war, I need to stay on topic. But something interesting to start with – carbon is a very reactive element, which forms different compounds even with itself but is not the most common element on earth as one might think. Out of 92 elements, oxygen has the largest share in the construction of the earth’s crust (50%), the fourth is aluminium, once so valuable that a certain French king (in the XIX c.) exchanged a silver cutlery set for aluminium as that was more prestigious, but carbon…? You would be surprised that, at 0.048%, it ranks no. 15, however, without its properties for building organic compounds life would not exist – which we know already. Today, with its presence in the atmosphere, carbon heats discussions regarding the burning of energy sources, constructing atomic power plants, or on how to divide the money “from shale”.

According to the latest U.S. Energy Information Administration report nuclear power plants are the largest source of emission-free (as regards gases) energy in the world. Last year the construction of 72 new reactors began and it is assumed that in 2050 nuclear power plants will provide 17% of the world’s electricity, which will influence the orders for fuel and decrease (by a fraction of a %) the influence on the greenhouse effect, the (fiscal) nature of which I explained in my previous blog entry.

But that is a distant perspective and Ukraine needs support right now. If Mr Russia is to soften up, not only must oil prices drop by half, but also the price of gas, which is the second financial leg of the Kremlin. However, gas prices are contracted in the long-term and, if added events take place, such as the catastrophe in the nuclear power plant in Japan’s Fukushima (2011), as a result of which Japan deactivated nearly all of its 56 nuclear plants, 47 of which are still inactive, then the price of gas has no way to chase oil prices, especially in that part of the world. For the last 3 years the price of gas has been in limbo – Poland paid approx. $500 (for 1,000 m3), during which time the shale revolution in the US lowered the price (at a certain point in time) even down to $70! On the other end of the scale was the mortified Japan, which had to find something to replace the atom – the price of gas in the winter peak season jumped to $800. The problems of Ukraine, aside from the war, also concern this sphere – they are under the threat of having their gas cut off. Now let us imagine that Tokyo activates 47 efficient reactors and, this way, doesn’t pump up the price of gas, that Angela annuls the concept of deactivating German nuclear plants in 2022, because she signed such a declaration under the pressure of the “Greens” 3 years ago, and additionally China, who in the steps of the USA, focused strongly on the search for shale, and are consequentially drilling. It seems that the price of gas would find arguments for decrease, which would help to soften the Russians.

You are probably wondering – what’s with the Polish shale gas, because politicians have already managed to argue about the possible profits. The gas is where it was located by nature around 400 million years ago and is waiting for a different type of technology to the one brought in from overseas. In America adapting the technology for its extraction took 30 years, it was carried out by engineering companies and large concerns came in for the ready product making shale pioneers extremely wealthy. Global giants such as ExxonMobil, Total, Chevron, Marathon, Talisman and ENI decided to come right away, without any technological intermediaries and with the technology they used themselves – counting on full profits, however, after 64 boreholes (each costs around $15 million), it turned out that “Polish shale is more elastic and, thereby, more difficult to fracture, requiring the application of much higher pressure. Furthermore some of the layers of shale contain illitic minerals, clay that expands from contact with water, blocking the fractures and pores made, at the same time limiting the flow of gas”  –  Professor Grzegorz Pieńkowski from the Polish Geological Institute. This means that it is not possible to use the same methods so the giants withdrew but the work is ongoing. The boreholes are waiting for scientists who are trying to reach this “wet shale”. I really want to believe that Poles are capable, that in 5-7 years we will find out that we have our own gas in our pipes, which will lower to the cost of “hot tap water”, lower emissions and fees (remember – “Triple Kyoto” ahead) and, at the same time, build the chemical industry.

What about our preparations? Andrzej is looking good during weekend training sessions (20 or 25 km on Saturday + 15 km on Sunday – all of it in rough terrain). I have an injury and have lost some energy lately – perhaps it is the lent resolutions that are burdening me 🙂

16. Co ma C02 do efektu cieplarnianego? / ENG: What does C02 have to do with global warming?

Pierwsze 3km biegu, po znanej na pamięć trasie, zasuwam na luzie, wsłuchany w audiobook’a, jednak za zakrętem tracę wątek powieści… widzę, że padł kawał lasu – konkretna wycinka. Zwalone i już pocięte pnie leżą wzdłuż jednego kilometra podbiegu, zapach intensywny, ale widok smutny – jak trumny.

[foto tytułowe – Dania – kredowe klify, 130 m wysokości – źródło: http://turystyka.wp.pl ]

WP_20150210_005
wycinka

Okazuje się, że kary za wycięcie dębu, buka, lipy itd.. wynoszą ok. 90 zł za 1 cm obwodu pnia – a tu klocki po 100-150 cm, więc po obliczeniach wychodzi do 13000 zł od drzewa. Nie chce mi się liczyć, ale przy drodze leży trochę kasy. Gdzieś u góry wzgórza widzę druciany płot i nowe nasadzenia – odbudowa drzewostanu rozpoczęta, tylko kto w tym czasie zajmie się dwutlenkiem węgla (CO2) i co to ma do globalnego ocieplenia?

Było o zlodowaceniach, naszej ewolucji, wichurach ratujących dorsza, więc i z tym warto się zmierzyć, a pytanie jest ważne – ścinając drzewa szkodzimy czy nie szkodzimy? Dlaczego USA i Chiny nie podpisały protokołu z Kioto (97r) dotyczącej redukcji gazów cieplarnianych?

Chciałem zacząć od podstaw, że słońce pali o 25% silniej niż w momencie powstania układu słonecznego i w związku z tym powinniśmy wyparować, ale nic takiego się nie wydarza, że okrzemki pływające w morzu wychwytują CO2 i wiążą z wapniem (Ca) tworząc swoje muszelki. Z tego mamy nazwę ery, która jakieś 65 mln lat temu zostawiła nam wielkie pokłady kredy, która wita nas w Dover pięknym białym klifem, a w Normandii inspiruje mistrzów pędzla.

Dover - klif kredowy  źródło  www.podroze-forum.plcuda-natury
Dover – klif kredowy źródło www.podroze-forum.plcuda-natury
Claude Monet Étretat la Manneporte, reflets sur l'eau żródło www. commons.wikimedia.org
Claude Monet Étretat la Manneporte, reflets sur l’eau żródło www. commons.wikimedia.org

Niestety jestem bezradny, zmiany klimatyczne w przeszłości były tak wielkie, że opis cyklu węgla, w tym CO2 wymagałaby objętości książki. Były okresy – np. w karbonie, kiedy wybujała roślinność produkowała tyle tlenu, że organizmy weszły w okres gigantyzmu – owady np. osiągały prawie wielkość bocianów, a nieco wcześniej procesy wulkaniczne były tak intensywne, że obrazki z Tolkienowskiego Mordoru to pikuś, do tego stężenie CO2, metanu i tym podobnych gazów było zabójcze. Trzeba wiedzieć, że pełny, naturalny cykl, który pokonuje pierwiastek węgla – erupcją wulkaniczną do atmosfery, stąd powrót z deszczem do oceanów i na ląd, tu związanie organiczne w formie wapieni, czy pokładów kopalin (gaz, ropa, węgiel, torf) i czekanie na windę marki ‘wulkan’ – trwa 500 mln lat. Wyobraź sobie, że w ziemskich skałach jest 20 000 razy więcej węgla niż w atmosferze, czyli natura musiała przetrawić ogromne nadwyżki CO2 i zmagazynowała go w skorupkach organizmów wodnych, które tworzyły dno mórz . Reszta gazu stale i nadal krąży , ale pytanie jest takie – jak my się do tego przykładamy? Trochę i tylko trochę, czyli w około 4% tego co natura sama wprowadza do atmosfery. Problemem jednak jest to, że cykl obiegu w naturze jest mniej więcej zrównoważony, a my dodajemy extra gazu – jak zapisano w Kioto – złego cieplarnianego gazu i dlatego pojawiło się hasło redukuj, albo płać. Póki co wydaje się, że natura jednak daje radę, a pakiet klimatyczny, to głównie skuteczne narzędzie do sprzedaży „zielonych” technologii, Ja to nazywam globalnym ekstra podatkiem. Gazy cieplarniane, czyli nasz bohater CO2, metan, ozon i inne, smrodzą ale czy grzeją? Okazuje się, że najwięcej ‘grzeje’ woda – tak tak, para wodna odpowiada za podgrzewanie atmosfery w 95-99%, ale nie jest uwzględniona w pakiecie gazów z Kioto. Po przeliczeniu ponownym okazuje się, że dostarczany ekstra przez nas (antropogeniczny) CO2 odpowiada zaledwie za 0,07%-0,2% wzrostu temperatury. Przeciwnicy tej teorii wskazując na sprzężenie zwrotne (CO2 podgrzewa wodę) oraz fakt, że CO2 zalega dłużej i wyżej niż para, oskarżają antropogeniczny CO2 o przyczynę 1,3% wzrostu temperatury przy zachmurzonym niebie. Ciekawe dlaczego USA i Chiny, najwięksi emitencie dwutlenku węgla, nie złożyli podpisu pod traktatem? Sprawa się jednak komplikuje, bo 2-3 lata temu Rosja i Kanada sygnalizowały chęć rezygnacji z obostrzeń, a USA i Chiny wspomniały o chęci zmniejszenia emisji i podpisania nowego traktatu – rozkraczyły się stanowiska, nie ma co. Pamiętacie szczyt klimatyczny w Warszawie z 2013? Otóż miano wypracować parametry pod nowy traktat mający zastąpić Kioto – będzie jeszcze radykalniej – Paryż 2015 przed nami.

na wzgórzu już widać nowe nasadzenia
na wzgórzu już widać nowe nasadzenia

Przesuwam się dość szybko, w tempie 5’10”/km pod górę i patrzę na pobojowisko z większą łaskawością, tym bardziej, że obsadzanie nowymi drzewami ma następujący skutki – młode drzewo znacznie silniej od starego pochłania CO2, gdyż intensywnie rośnie – więc taka zamiana jest korzystna. Niekorzystne są lokalne i chwilowe zmiany ekosystemu dla innych organizmów, czasem nawet lokalnego mikroklimatu oraz wycinki, które uniemożliwiają odtworzenie. Biegnę dalej choć nie jest mi wesoło, bo Polska podpisała nie tylko Kioto – roczne ograniczenie emisji do 551mln t CO2, ale również limit unijny – 208 mln t, dwa razy bardziej restrykcyjny. Pomyślisz „cholera – robią nas w double Kioto” – i chyba za bardzo nie błądzisz. Boje się, że Paryż 2015, to będzie triple Kioto – i jak się nad tym zastanawiam to wychodzi mi jedno, światowi decydenci chcąc zwiększać podatki muszą wprowadzić nowe, nadrzędne, najlepiej śmiertelnie groźne argumenty – padło na CO2 – więc zapłacimy więcej.

Pozostaje pytanie czy można coś zrobić z tym realnym efektem cieplarnianym wywoływanym przez parę wodną? Parowania wód naszej planety nie zmniejszymy, ale możemy sadzić drzewa, które pochłaniają dwutlenek węgla, ale również świetnie wiążą wodę ograniczając parowanie. Obliczono, że aby skompensować cel zmniejszenia emisji CO2 w UE wystarczyłoby zwiększyć powierzchnię europejskich lasów o 3,4%, a przeliczając tylko dla terytorium Polski o 2,2%. Mówimy tylko o dwutlenku węgla a parę wodną wiążemy gratis.


Translation Anna Meysztowicz

17. What does C02 have to do with global warming?

The first 3 km of running along a well-known route, I move along relaxed, listening to an audiobook, however after turning I lose track of the story – I can see that part of the forest has been cut down – a significant portion. The felled and already cut-up trunks lie along one kilometre of the running track, the scent in the air intense but the sight sad – like caskets. It turns out that fines for cutting down oak, linden and beech trees, etc. amount to approx. 90 zl per 1 cm of circumference of the trunk – and here there are chunks of up to100-150 cm, so upon calculation it comes up to 13,000 zl per tree. I don’t want to count but there’s a lot of money lying here by the road. Somewhere higher up the hill I see a wire fence and new seedlings – the reconstruction of the forest has started but who will take care of the carbon dioxide in the meantime, and what has this got to do with global warming?

I have previously written about the ice ages, our evolution, and winds that save the cod, so this is also worth facing, and the question is an important one – by cutting down trees, are we or are we not causing harm? Why have the US and China not signed the Kyoto Protocol (from 1997) concerning the reduction of greenhouse gas emissions?

I want to start with the basics, that the sun is burning 25% stronger than at the time the solar system came into existence and, therefore, we should all evaporate, but nothing of the sort is happening, that the diatoms swimming in the sea capture the CO2 and bind it with calcium (Ca) creating their shells. From this we have the name of the era that, some 65 million years ago, left us immense layers of limestone, which greet us in Dover with beautiful white cliffs, and inspire master painters in Normandy. Unfortunately I am helpless, climate changes in the past were so great that the description of the cycle of carbon, including CO2, would take up an entire book. There were periods – e.g. the carbon era, when the abundant flora produced so much oxygen that the organisms entered the period of gigantism – for example insects became nearly as large as swans, and slightly earlier the volcanic processes were so intense that images of Tolkien’s Mordor are nothing, and the concentration of CO2, methane and other similar gasses was lethal. It needs to be understood that the full natural cycle that is defeated by carbon – the eruption of the volcano into the atmosphere, the return from there with rain into the oceans and onto the land, organic binding here in the form of limestone, or mineral deposits (gas, crude oil, coal, peat) and waiting for the “volcano” brand elevator takes 500 million years. Imagine that, in the earth’s rocks, there is 20,000 times more carbon than in the atmosphere, i.e. nature must have survived enormous surpluses of CO2 and stored it in the shells of water organisms that created the seabeds. The remaining gas continues to circulate but the question remains – how are we contributing to this? Only a little bit, i.e. around 4% of what nature itself introduces into the atmosphere. The problem remains that the cycle in nature is more or less balanced and we add extra gas – as written in Kyoto – bad, greenhouse gas, and that is how the slogan appeared – reduce or pay. For now it seems that nature is somehow managing on its own and the climate package is chiefly a successful tool for the sale of “green” technologies. I call this an extra global tax. Greenhouse gases, i.e. our hero CO2, methane, ozone and others, stink but do they heat? It turns out that water causes the most “heat” – yes, that’s right, water vapour is responsible for heating the atmosphere in 95-99%, but is not taken into consideration in the package of gases from Kyoto. Upon recalculation it turns out that the extra CO2 supplied by us (anthropogenically) is responsible for an increase in temperature of just 0.07-0.2%. Opponents of this theory point out the cause and effect (CO2 heats water) and the fact that CO2 lingers longer and higher than vapour, which they attribute to the anthropogenic CO2 causing 1.3% of the increase in temperature with a cloudy sky (H2O). It is interesting that the US and China, the largest emitters of CO2, did not sign the treaty. The matter is complicated, however, by the fact that, 2-3 years ago, Russia and Canada signalled the wish to resign from the restrictions, yet last year both the USA and China mentioned the wish to lower emissions and sign a new treaty – there is no denying that opinions differed here. Do you remember the climatic summit in Warsaw in 2013? The intention was to elaborate parameters for a new treaty that was to replace Kyoto – but things are about to get more radical – Paris 2015 lies ahead.

I am moving along quite quickly, at a tempo of 5.10 km uphill, and I look at the battlefield with more clemency, especially as the planting of new trees has the following effect – young trees absorb CO2 much more intensely than the old as they grow more intensively – so such a change is beneficial. What is harmful are the local and momentary changes to the ecosystem for other organisms, sometimes even the local microclimate, and logging that does not enable recreation. I run on although I am far from happy because Poland has signed not only the Kyoto Protocol – an annual restriction of emissions to 551 million tonnes of CO2, but also the EU limit – 208 million tonnes; twice as restrictive. You may think “Hell, they’re turning us into a double Kyoto” – and you wouldn’t be wrong here. I’m afraid that Paris 2015 will be a triple Kyoto – and when I ponder this I come to just one conclusion – global decision-makers wanting to increase taxes must introduce new, superior and, best of all, lethally threatening arguments – this is CO2 – so we will pay more.

The question remains of whether we can do anything with this real warming effect caused by vapour? We will not decrease the evaporation of water on our planet but we can plant trees that absorb carbon dioxide and also absorb water well, limiting evaporation. It has been calculated that, in order to compensate the goal of limiting CO2 emissions in the EU it would suffice to increase the surface area of European forests by 3.4%, and calculating this just for the territory of Poland – by 2.2%. This only concerns CO2, we bind water vapour for free.

15. foto-impresje Walentynkowe

dzisiaj otrzymaliśmy wyjątkowe prezenty – piękną pogodę -:)

Zobacz parę ujęć z dzisiejszych 26km

WP_20150118_009
szron – rano było -4stC
WP_20150214_004
zamarznięty i rozwalony przez traktory grunt to zagrożenie dla stawów skokowych – ja już ciągnę taką ‚francę’ 2gi miesiąc -:(
12km biegu - tempo 4'20" s. - i 100% emocji na lodowym zakręcie
12km biegu – tempo 4’20” s. – i 100% emocji na lodowym zakręcie
WP_20150214_012
Rysiek (żółte buty) i ja na 15km
piękna polana - szron ustępuje wraz z cieniem
piękna polana – szron ustępuje wraz z cieniem
z punkty widokowego - stara Oliwa i wieża kościoła niedaleko katedry
z punkty widokowego – stara Oliwa i wieża kościoła niedaleko katedry
Paweł w czerwonej kurtce i ja - Paweł się chyba nie męczy,  a my tak -:(, Kasia mówi, że on ma 211 lat ...a my nie - może faktycznie tu leży problem?
Punkt widokowy ‚Pachołek’ z widokiem w kierunku morza. Paweł w czerwonej kurtce i ja – Paweł się chyba nie męczy, a my tak -:(, Kasia mówi, że on ma 21 lat …a my już nie – może faktycznie w tym leży problem?

 

 

14. Urozmaicić trening / ENG: diversify training

Istnieje więcej niż jeden przepis na trening długodystansowy. Pomijam zawodowców i rekordzistów, bo się na tym nie znam, ale amatorzy mają bogate menu treningowe. Każdemu smakuje coś innego i na końcu wcale nie musi odbijać się czkawką. Są tacy, którzy biegają w równym tempie bez wielkich udoskonaleń dzień w dzień, inni urozmaicają trening interwałami, ćwiczeniami technicznymi, których mało kto lubi, ale i tak swoje muszą przebiec. OK, ale gdy wchodzimy w objętości 60km biegu tygodniowo, zaczynają trzeszczeć ścięgna, powoli tracimy ochotę na wysiłek, a dodatkowo zimowa pogoda nie nastraja, to trzeba coś zmienić.

żabki - no nie jest to łatwe :)
żabki – no nie jest to łatwe :)

Dobrze jest pójść raz w tygodniu na pływalnie, by ulżyć dobitym nogom, a jeśli płyniesz aktywnie i nie zalegasz przy ściance jak foka, to trening na podtrzymanie wydolności tlenowej masz zaliczony. Dobrze jest również znaleźć salę gimnastyczną, gdzie możesz się dobrze rozciągnąć, no i porobić trochę ćwiczeń ogólnorozwojowych.

DSC_0090

DSC_0091
Wojtek Ratkowski – prezentuje gwiazdę – kiedyś to nie było takie trudne 🙂 a dzisiaj – tyle emocji

Wzmacnianie innych partii mięśni jest kluczowe przy bieganiu … długim bieganiu. W końcu, na pewno siądą nasze resory i ciało zacznie telepać się na coraz sztywniejszych nogach. Ostatnie 30km do mety, będziemy toczyli się siłą woli, marzeniami o ukończeniu, ale również silnym brzuchem, plecami a zwłaszcza pasem biodrowym. W książce Scotta Jurka – jednego z najlepszych ultrasów świata – jest rozdział poświęcony poszukiwaniom metod treningu, które mogą poprawić jego wyniki, bo dalej jak 50-70km dziennie trudno biegać dzień w dzień, nawet Scottowi. Wymyślili taśmę gibbon.

Okazuje się, że chodzenie po niej wzmacnia układ biodrowy, stabilizuje krok i właśnie to jest kluczowe na końcówce – ostatnich 25km, kiedy metę już czuć tuż tuż, jesteś tak blisko, że już się nie chce zawiązać buta – z resztą jak tu się zgiąć po, np. 75km biegu. W innym źródle wyczytałem, że najlepszym treningiem jest ciągłe urozmaicanie i zaskakiwanie organizmu, który szybko przyzwyczaja się do powtarzalnych cykli i adaptuje, unikając wysiłku.

DSC_0118
Fotograf Ania (córka) na batucie
niestety nie dokręciłem całości -:(
niestety nie dokręciłem całości -:(

A propos ‘gimnastyki’ – po ukończeniu ultra 100km po Beskidach – (Bieg 7 Dolin), wlokłem się do punktu z masażem, licząc, że obok jest jakiś prysznic. Mili stażyści pokazali, że nieopodal jest wszystko co trzeba bym umył nogi. Wchodzę do kontenerowej łazienki i widzę, że umywalki są na wysokości pomiędzy moim pępkiem a piersiami – pewnie tak pomyślane, by nie nachlapać. Obok stoi zmarnowany ultras, który błądzi zrozpaczonym wzrokiem i kombinuje jak wsadzić nogę do umywalki na poziomie 1m30cm – niemożliwe. No i tak wzajemnie sobie pomagając umieścić kończyny na niebywałej wysokości, po chwili uzyskaliśmy status ‚czysty’, łazienka niestety została mokra.

Profesor
Profesor
nadal
nadal Profesor – maratończyk!
Ania
Ania

Transaltion Anna Meysztowicz

  Diversify training

There is more than one recipe for long-distance training. I am skipping professionals and record holders because I am not an expert in this, but amateurs have a wealthy training menu. Everyone likes the flavour of something different and at the end you don’t necessarily have to have hiccups. There are those who run at an equal pace without any great improvements day in day out. Others diversify their training with intervals, technical exercise that no one really likes but has to run their fair share either way. Ok – when we enter a level of 60 km run each week, our tendons begin to creak, we slowly lose the will to make the effort and additionally the winter weather doesn’t help our mood, so we have to make some changes. It’s good to go swimming once a week to soothe our exhausted legs, and if you swim actively and don’t hang around by the wall like a seal, then your training for maintaining oxygen efficiency is done. It is also good to find a training room where you can have a proper stretch and do some general exercises.

Strengthening other groups of muscles is key for running – long distance running. In the end our springs will likely collapse and our body will begin to shake on increasingly stiff legs. The last 30 km to the finishing line we will roll along by sheer willpower, dreams of finishing but also with the help of some very strong stomach, back and particularly hip muscles. In the book by Scott Jurk – one of the world’s best ultramarathon runners – there’s a chapter dedicated to the search for the training methods that can improve his results as it is difficult to run further than 50-70 km per day even for Scott. They invented the gibbon tape. It turns out that walking on it strengthens the hip system, stabilises the step, and that is what is key in the final 25 km when the finishing line is so so near that you don’t even want to tie your shoelaces – but how are you able to bend after, e.g. 75 km of running. I read in a different source that the best training is to constantly diversify and surprise the body, which quickly adapts to repetitive cycles and does so avoiding effort.

Concerning  “exercise” following the ultra – after completing 100 km in the Beskid Mountains – the Run of the 7 Valleys, I dragged myself to the massage point, counting on there being a shower somewhere nearby. Some friendly interns showed me that, close by, was everything necessary to wash my legs. I walk into the container bathroom and see that the sinks are located at the level between my belly button and my chest, probably so as not to splash. A wrecked ultra runner is standing next to them, looking around desperately and wandering how to put his leg into a sink located at 1 m 30 cm – impossible. And so, helping one another to fit our limbs at an incredible height we gained the status of being clean. Unfortunately the bathroom remained wet.